wtorek, 11 września 2012

A w mojej głowie wojna myśli niespokojnych

Pierwszy tydzień pracy upłynął mi pod znakiem nieustannego pociągania nosem i próbach wmówienia sobie, że moja obecność tam jest koniecznością. Nastroje Emilki były zgoła zupełnie inne. Odniosłam wręcz wrażenie, że gdyby córeńka potrafiła mówić usłyszałabym: "nareszcie coś się dzieje w tym nudnym życiu!". Codziennie witała mnie jej roześmiana buzia i niemal zerowe zainteresowanie moim powrotem. Bo przecież było tyle ciekawszych rzeczy do roboty niż sterczenie na rękach u mamy. Z jednej strony powinnam się przecież cieszyć, że jej tam zwyczajnie dobrze i nie tęskni, ale głupie serducho bolało, że tak mało dla niej znaczę. A przecież to ja byłam przy niej w każdej minucie jej życia. To przy mnie zasypiała i przy mnie się budziła. To ze mną zdobywała każdą z opanowanych już umiejętności. To ja spędziłam dziesiątki godzin nosząc ją, przytulając, całując i zapewniając, że zrobię dla niej wszystko. To przecież ja kocham ją najmocniej na świecie... 
Pędziłam z tej pracy, bijąc wszelkie rekordy szybkości, pokonywałam po trzy stopnie schodów na raz, wpadłam do domu jak burza, ledwo żywa z wysiłku, z tętnem 200 i wrażeniem wyplutych na zewnątrz płuc, a ona wolała oglądać z babcią książeczkę. Przez krótką chwilę poczułam się zupełnie niepotrzebna. Przez ułamek sekundy, który potrzebowałam żeby skarcić się za to jakie to niedojrzałe, egoistyczne i głupie było mi zwyczajnie przykro, że nie tęskni za mną nawet ociupinkę. I dostałam za to słoną nauczkę.
W sobotę Emilka jakby otrząsnęła się z pierwszej fascynacji nowym trybem życia i zorientowała się, że znikam na wiele godzin z jej życia i wcale się jej to odkrycie nie spodobało. Byłyśmy u moich rodziców i w pewnym momencie wyszłam na chwilę z pokoju, a Emilka wpadła w histerię i biegiem puściła się za mną. Pierwszy raz w życiu nie mogłam jej uspokoić i pękało mi serce, kiedy tak mocno wtulała się we mnie i z całych sił zaciskała te maleńkie łapki na mojej szyi. Cały weekend tkwiła uczepiona mojej nogi, tak że nie mogłam bez niej nawet pójść się wysikać. Nie interesowały ją zabawki, wygłupy, pójście na spacer, zabawa z tatą, nic, kompletnie nic. Siedziała mi na kolanach albo na rękach i nie pozwalała nawet na chwilę się odłożyć.
Ale najgorsza była noc. Moja mała córeczka, która od pierwszego dnia swojego życia spała niczym suseł i którą niejednokrotnie musiałam budzić na karmienie, bo inaczej olałaby sprawę kompletnie, całą noc budziła się z krzykiem, rzucała się na łóżku i łkała przez sen. A ja siedziałam, tuliłam ją i płakałam razem z nią, z poczucia bezsilności i złości na samą siebie, bo chciałam żeby za mną tęskniła. Głupia, głupia, głupia...

18 komentarzy:

  1. Z czasem wszystko się poukłada,Emilka sie przzwyczai, ty nie będzisz gnać z pracy do domu tak szybko, oj a ja tak bym chciała wyjść z domu, zaprowadzić Małgosię do żłobka, czasami odnoszę wrażenie,ze wyrodna ze mnie mama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, ale chyba każda pracująca matka powie ci, że to nic fajnego. Ja nawet lubię swoją pracę, lubię ludzi, z którymi pracuję, a mimo to czuję, że te 8 godzin to dla mnie zmarnowany czas.

      Usuń
    2. no raczej jestes jedyną matką ktorą znam która jest srednio zadowolona z tego,ze wrócila do pracy :P

      Usuń
  2. Może malutka sie przestraszyła czegoś, stąd taka histeryczna reakcja?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to raczej kwestia jakiegoś rodzaju lęku separacyjnego i myślę, że całkowitego rozchwiania jej rytmu życia też

      Usuń
  3. Oh, jak ja bym chciała, żeby moja Podopieczna nie interesowała się tak bardzo powrotem mamy.
    Ale na razie jest tak, że jak mama wraca do domu, to niania nie istnieje.
    Ba, niania przychodzi rano do Niej, a Ona wczepiona w mamę. A ja się staram z Nią bawić (choć nie jest tego nauczona, mama nie miała czasu na zabawę z Nią i zastąpiła siebie zabawkami interaktywnymi grająco-gadającymi), oglądam z Nią książeczki..chodzę na spacerki i buduję baby z piachu (które Ona z uśmiechem niszczy) itd.
    Chcę dobrze, a efekt jest odwrotny :( i to ja jestem ta zła.
    Oh, jak bym chciała, żeby mnie Mała z uśmiechem witała...
    Pozdrawiam serdecznie!
    Trzymaj się tam dzielnie!
    Anula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to przecież zupełnie normalne. Do tej pory miała mamę o każdej porze dnia i nocy, a teraz większą część swojego dnia spędza z obcą osobą. Dla takiego małego człowieczka, który przecież nie rozumie dlaczego tak się dzieje, to musi być straszne. I broń boże nie bierz tego do siebie, bo z tego co piszesz i jak piszesz wnioskuję że masz świetne podejście do dzieci, tyle tylko, że tutaj potrzeba czasu, żeby Madzia zaakceptowała cię w swoim życiu

      Usuń
  4. oj i tutaj sprawdza się porzekadło "uważaj czego pragniesz"... ja też kiedyś marzyłam, żeby moja Zu pokochała swoją nianię i cieszyła sie na jej przyjście i nie płakała za mną, a potem to chciałam nianię zwolnić bo byłam zazdrosna, ze woli spędzać czas z nią niż ze mną i płacze jak ja wracam, a niania idzie do domu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet mi nie mów, gdyby mi dziecko płakało, bo wróciłam do domu, jak nic pocięłabym się tępą żyletką. Ja się nie nadaję do takich historii, za miękka jestem i mi hormony zrobiły spustoszenie w mózgu

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. To nie jest dobry czas. Nie tylko dla nas, ale przecież kiedyś w końcu będzie lepiej, prawda?

      Usuń
  6. Smutno... :( Pewnie pęka Ci serce... nie będę pocieszać bo i tak się nie da... potrzebujecie czasu...BĘDZIE LEPIEJ. Druga Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, może ze mną jest coś nie tak, ale nie potrafię sobie wyobrazić, że kiedyś przestanę tęsknić i że nie będzie mi żal tych wszystkich chwil, które mogłybyśmy spędzić razem, a które gdzieś tam przeciekają mi przez palce. Za kilka lat moje towarzystwo przestanie jej być "potrzebne" Będzie wolała koleżanki, potem chłopaka... Właśnie teraz jest mój czas, a ja tak idiotycznie go marnuję

      Usuń
  7. Z czasem obie się przyzwyczaicie i będzie lepiej - tego się trzymaj :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz Bajko, to wszystko jest przecież po coś. Po to by za jakiś czas żyło się Wam lepiej. Emilka kiedyś to zrozumie i będzie Ci bardzo wdzięczna. I wiesz, jak Emilka miała Cię na wyłaczność przez całe 13 miesięcy życia i nagle się coś zmieniło, to niestety musiało się to skończyć wielką rozpaczą. Ale będzie lepiej - mała się szybko przyzwyczai i zrozumie że mama przecież wróci. Kiedyś to przecież musiało nastąpić - jeśli nie teraz to za 2-3 lata kiedy będzie trzeba pójść do przedszkola. Dacie radę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że masz całkowitą rację, tylko te głupie serducho wcale nie chce się słuchać ;-)

      Usuń
  9. A myślałam, że z racji tego, że miałaś możliwość dokonania wyboru i że mała zostaje z babcią jest Wam zdecydowanie łatwiej =(
    Kochana, czy to nie Ty czasem za każdym razem uświadamiałaś mnie jak te małe istoty nas potrzebują, mimo, że nie zawsze potrafią to okazać (?)! Wiem, wiem, każdy ma prawo mieć chwile słabości, ale mam nadzieję, że w głębi serca wiesz, że ta sytuacja wynika "tylko" z takiej kolei rzeczy a nie dlatego, że Ty tak bardzo pragnęłaś poczuć Jej tęsknotę. Sama jeszcze nie potrafię a i nawet nie chcę się z tym pogodzić, ale chcę wierzyć, że z czasem będzie łatwiej. Chcę w to cholernie uwierzyć, bo już nie wiem czego mam się chwycić w tej desperacji. Ściskam.

    OdpowiedzUsuń