Święta skończyły się zanim zdążyłam poczuć ich klimat. Jedynie resztki pierników i stos nowych zabawek wzbogacający Emilkową kolekcję są namacalnym dowodem na to, że jednak się odbyły.
Kolację wigilijną odstawiliśmy w tym roku tak prowizorycznie, że gdyby widział to jakiś duchowny, to cała rodzina ekskomunikowana jak nic, ale co tu zrobić, kiedy dziecko głodne i w nosie ma odmawianie jakichś modlitw, czy dzielenie się opłatkiem. Jedzenie na stole, to trzeba jeśc, a nie jakieś harce wyczyniać.
Za to rozpakowywanie prezentów stanowiło istny szał. Bo czym tu się najpierw bawić?
Była i książeczka interaktywna z możliwością nagrywania dźwięków
i arka Noeo z zestawem wydających dźwięk zwierzątek,
i zestaw kawowy dla prawdziwej damy,
i wzbudzająca największy entuzjazm kuchnia
Mniej więcej coś takiego
Biorąc pod uwagę fakt, z jakim zaangażowaniem Emilka na niej "gotuje" matka już z radości zaciera ręce, że już niedługo nie będzie musiała starczeć smętnie nad garami, bo przygotowywanie posiłków zwali na córcię ;-)
Pod choinką znalazły się również sanki (a przynajmniej znalazłyby się gdyby się pod nią zmieściły)
(w oryginale mają jeszcze prowadnicę do pchania) |
Niestety śniegu ani widu, ani słychu. Ale dla nas to przecież żadna przeszkoda w cieszeniu się nowym nabytkiem - jeździmy sobie po pokoju ;-)
Były też gitara, i jeżdżący po torach pociąg, które z braku fotek w necie nie zostaną zaprezentowane, ale może załapią się na jakieś zdjęcie w galerii ;-)
A wczoraj poszłyśmy zanieść prezenty córeczkom mojej kuzynki (w tym mojej chrześniaczce - zdaje się że się jeszcze nie pochwaliłam, że zostałam matką chrzestną pewnej prześlicznej laleczki) I oczywiście u nich też czekał na Emilkę prezent. Piękny zestaw drewnianych klocków.
Będąc dzieckiem uwielbiałam się takimi klockami bawić, więc wczorajszy wieczór upłynął mi pod znakiem roli wybitnego budowniczego ;-) Emilka póki co realizuje się, jako człowiek-demolka, ale mam nadzieję, że niedługo odkryje także radość tworzenia ;-)