Emilka drugi dzień z rzędu ma gorączkę. Pani doktor filozoficznym tonem stwierdziła, że to wirus. No naprawdę? Byłabym głęboko zdziwiona gdyby wymyśliła coś innego. U nich 99% przypadków to wirus.
A jak dziecko markotne, wiadomo, nic nie cieszy, nic nie bawi, jedyna pociecha w wiszeniu mamie na szyi. I jakoś tak mi oklapł entuzjazm, zapał i chęci do wszystkiego. Najchętniej wpakowałabym nas pod kołdrę, zwinęła w kłębek i poczekała na lepsze czasy.
Pogoda za oknem też nie nastraja optymistycznie :/ na to moze pomóc tylko kawał czegoś czekoladowego:)
OdpowiedzUsuńżyczę zdrówka
OdpowiedzUsuńteraz coś takiego paskudnego chyba panuje. Ostatnio ciągle słyszę o kolejnych chorych maluszkach. Życze szybkiego powrotu do zdrowia Małej i powrotu motywacji:) Dziękuję za dodanie do listy blogów:)
OdpowiedzUsuńw takim razie życzę bardzo szybkiego powrotu do zdrowia!
OdpowiedzUsuńU mnie do tej pory jest tak, że jak dziecko, bądź dzieci zachoruje/ą to ja automatycznie "chora" jestem też. Na szczęście mam tylko ochotę siąść i płakać, ale wygrywa mój zapas skrytej siły i jestem wówczas iście nadopiekuńczą mamusią. Zdrówka dla córeńki:* To jej bodajże pierwsze "dziadostwo"?
OdpowiedzUsuńo jej to zdrówka dla Emilki i cierpliwości dla mamy:*
OdpowiedzUsuńLepiej (?) Nas dopadło w same Święta =(
OdpowiedzUsuń