piątek, 15 lutego 2013

Słownik wyrazów dziecięcych

Podświadomie ciągle myślę, że Emilka to wciąż jeszcze okruszek maleńki, ale coraz częściej łapię się na tym, jak wiele rzeczy już potrafi nam zakomunikować. W ciągu ostatnich kilku dni skrupulatnie notowałam na kartce wszystkie słowa, jakich używa, bo byłam ciekawa, jak faktycznie bogate jest jej słownictwo. Zupełnie nieobiektywnie stwierdzam, że jak na półtorarocznego malucha mówi bardzo dużo, ale co innego przeświadczenie matki o wspaniałości i wyjątkowości swojego dziecka, a co innego dowody spisane czarno na białym ;-)

Emilkowy słownik - stan na LUTY
baba banda - babcia Wanda
baba mania - babcia Marysia
dziadzia - dziadek
Ala - Agatka (Aga widocznie jest zbyt skomplikowane)
Ania
uła - wujek (skąd jej się to wzięło pojęcia nie mam)
cicia - ciocia
pan
pani
koko - kura
pipi - ptaszek
miś
hał - pies
miał - kot
dzidzia - dziecko
pa - na do widzenia
hej -używane jako: hej ty patrz na mnie ;-)
brum - w zasadzie wszystko co jeździ
kupa - wiadomo (szkoda tylko, że po fakcie ;-)
si - siku
apa - jak chce żeby ją podnieść
bam - kiedy coś spada
niam - jeść
piś - pić
huśtu - huśtawka
pleple - proszę
cii - cicho
buu - zimno
haa - gorąco
tam
tu
to 
nia - nie ma
jajo
nie
tak
ten
dzili - słoń (mój ulubiony wyraz)
płyn
dyn dyn - dzwonek
choć - chodź
tapka - czapka
śtół - stół, ale też jej krzesło do karmienie
ojej - gdy coś się przewróci, rozsypie itp
Dopisek:
nona - noga
mamy/mam
myje
ziupa - zupa
ciuf - pociąg


sobota, 2 lutego 2013

Osiemnastka

Drogie dziewczyny, ogromnie dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pod poprzednią notką. Jesteście absolutnie niesamowite z tymi niekończącymi się pokładami wrażliwości na los drugiego człowieka. Nawet zupełnie obcego. Może ten świat faktycznie jest zły, ale wciąż jeszcze żyje w nim masa dobrych ludzi. Takich jak Wy. 

A Emilka dziś skończyła 1,5roku. P-ó-ł-t-o-r-a! I jedyny komentarz jaki przychodzi mi do głowy, to wielkie WOW! Byłabym obrzydliwie tendencyjna, gdybym napisała, kiedy to zleciało, ale jak Boga kocham, naprawdę nie wiem. Za kolejne pół roku będzie miała dwa latka? No bez jaj. Cierpię na jakieś problemy z orientacją w rzeczywistości, czy co? 
Już nawet nie staram się zapamiętywać i spisywać rzeczy, którymi zaskakuje mnie każdego dnia, bo musiałabym nie odchodzić od komputera, a z tym to akurat wyjątkowo krucho (i pomyśleć, że istniały czasy, w których mogłam przez pół dnia gapić się w ekran, w efekcie czego miałam co najwyżej niepozmywane gary) chociaż codziennie obiecuję sobie: o! muszę to opisać na blogu. Jasne, nie wiem kiedy. Chyba w nocnych majakach. W ogóle, co robią ci wszyscy amerykańscy naukowcy? Czy naprawdę nie mogliby się spiąć i wynaleźć ten sposób na klonowanie ludzi? Albo przynajmniej mnie. Będąc w dwóch egzemplarzach na pewno bym się ze wszystkim wyrabiała i nie marzyła o łóżku już od dobranocki (mówiąc o łóżku mam na myśli sen, żeby komuś nie przyszło do głowy, że mam jakieś bardziej skomplikowane zachcianki)

Ale żeby nie było, że 18 miesięcy z życia naszej gwiazdy przeszło bez echa scenki z wczoraj i dziś.

Byłyśmy w Pepco z zamiarem nabycia poszewek na poduszki. Nie miałam ze sobą wózka, więc Emilka spacerowała na własnych nogach nieustannie podsuwając mi do zakupu kolejne (zapewne niezbędne nam) artykuły, takie jak np. majtki chłopięce w rozmiarze 6-8lat (może Księciunio by się w nie wcisnął, gdyby się baaaardzo postarał?) Na szczęście zazwyczaj bez problemu odkłada rzeczy na miejsce, kiedy ją o to poproszę. Niestety w pewnym momencie zobaczyła wielkiego pluszowego misia, a w mojej głowie zaczął wyć alarm Houston mamy problem! Naturalnie miś od razu wylądował w objęciach małej adoratorki i wyglądał, jakby nie miał zamiaru ich opuszczać. I tu matka stanęła przed dylematem: pójść do kasy i zapłacić, czy postąpić dojrzale i wytłumaczyć dziecku, że miś zostaje w sklepie? Miś został w sklepie, ale za to Emilka wymaszerowała z niego z figurką kotka. A matka tłumaczy sobie dzielnie, że w połowie odniosła sukces, a tylko w połowie porażkę. Za to Emilka ma szansę zostać naprawdę niezłym negocjatorem.

A dziś wpadł do nas znajomy. Emilka słysząc męski głos w przedpokoju pobiegła wołając "dziadzia" Na miejscu skonsternowana przypatrywała się przybyszowi spod oka stwierdzając: "pan" podeszłam do niej i zagadałam: to może zaprosimy pana na herbatę? Na co Emilka ze złością: "pan, papa" (w wolnym tłumaczeniu - spadaj koleś z mojego domu!) I to by było na tyle jeśli chodzi o kulturalne podejmowanie gości.