środa, 29 lutego 2012

MAM i ja (1)

Jakiś czas temu dostałam propozycję współpracy partnerskiej z firmą MAM. Do tej pory marka ta znana mi była tylko z blogów innych dziewczyn, więc z przyjemnością zgodziłam się przetestować ich produkty. Jest to niewątpliwie bardzo fajna inicjatywa pozwalająca młodej mamie na poznanie produktów i wyrobienie sobie opinii bez konieczności brodzenia po pas wśród niezliczonych ilości dostępnego asortymentu najróżniejszych producentów, co w moim przypadku zazwyczaj kończy się lekkim obłędem i chęcią doprowadzenia domowego budżetu do skrajnej nędzy (bo skoro nie wiadomo na co się zdecydować, to należy kupić wszystko, tak?).
Naprawdę nie wiem ile godzin już poświeciłam na czytanie, przeglądanie i zastanawianie się co kupić, gdzie i jakiej firmy, więc fakt że w tym przypadku produkty same "przywędrują" mi do domu, jest miłą odmianą ;-)

Po uwzględnieniu moich sugestii (co też mnie mile zaskoczyło) dostałyśmy propozycję przetestowania 3 produktów:
Butelka treningowa Trainer (220ml)
(gdyż matka w przebłysku geniuszu postanowiła nauczyć dziecko pić z niekapka)
     

Gryzak MAM Minicooler
( z dedykacją dla górnych jedyneczek, które już na pewno czają się by zaatakować w najmniej spodziewanym momencie)
  

oraz wkładki laktacyjne MAM Breastpads
(za chwilę stuknie mi 7 miesiąc spełniania się w roli darmowego baru mlecznego, a jeszcze nie znalazłam idealnych)
  
O wszystkich tych produktach sukcesywnie będą pojawiały się notki z recenzjami, a jeżeli któraś z młodych mam już teraz zapragnęła mieć którąś z tych rzeczy dla siebie zapraszam do kliknięcia w poniższy baner ;-)
    
 

poniedziałek, 27 lutego 2012

Dygoty matki i bojowe zapędy dziecka

Na początku był chaos... właśnie dogłębnie zrozumiałam sens tego zdania. A wszystko za sprawą naszych głupich pomysłów. Podjęliśmy pewną ważną decyzję i o ile samo podjęcie jej nie kosztowało nas zbyt wiele wysiłku, o tyle uruchomienia całej procedury z nią związanej zaczęło mi spędzać sen z powiek. Zwyczajnie martwię się czy damy radę. Czy poziom stresu jaki sobie zaserwujemy nie doprowadzi w szybkim czasie do wielkiego wybuchu, w którym trup będzie słał się gęsto. Czy znajdziemy jeszcze czas na cokolwiek innego? Czy po całych dniach zmagania się z coraz to nowymi problemami będziemy mieli jeszcze choć trochę energii na zwykłe bycie razem? Ech, martwię się, ale przecież dopiero co pisałam Dominice, że "odważni nie żyją wiecznie, ale ostrożni nie żyją wcale", więc chyba trzeba zamknąć oczy i skoczyć w tę przepaść ;-)

Emilka zaczęła robić użytek ze swoich zębów... mnie ugryzła w łokieć, a tatę w brodę! Chyba trzeba będzie zawiesić na drzwiach tabliczkę z ostrzeżeniem: "Uwaga! groźne dziecko, wchodzisz na własną odpowiedzialność!"
A tu narzędzie zbrodni ;-)
 
(zdjęcie wykonane z narażeniem zdrowia i życia, więc jego jakość i tak jest fenomenalna ;-)

wtorek, 21 lutego 2012

Potrafię

Każdy dzień przynosi coś nowego, a my pomału przestajemy nadążać. Dlatego dziś ku pamięci i dla potomności krótki wykaz umiejętności wszelakich córeńki:
- turla się we wszystkich możliwych kierunkach i płaszczyznach, dzięki czemu wczoraj podczas zmieniania jej pieluchy dostałam zawału. Obróciłam się by sięgnąć po chusteczki, a w tym czasie akrobatka doturlała się do brzegu łóżka, gdzie zawisła w malowniczej pozie  głową w dół.
- łapie za stópki i próbuje wpakować je sobie do buzi
- przekłada zabawki z rączki do rączki i obraca nimi
- leżąc na brzuchu podpełza do rzeczy znajdujących się w niewielkiej odległości
- rozpoznaje w lustrze swoją twarz
- łapie różne rzeczy i podciąga się do siadu (ostatnio usiadła wykorzystując do tego celu trzymanie się mojego kucyka!)
- sama włącza pozytywkę
- wybucha głośnym śmiechem kiedy ktoś kicha, kaszle, czy wydmuchuje nos
- wyciąga rączki, kiedy chce żeby ktoś ją wziął
- podczas karmienia zaciska buzię i odwraca głowę kiedy ma dosyć
- łapie łyżkę i próbuje sama trafić nią do buzi
- rozdziera na kawałki papier (a dokładniej dokumenty taty z pracy - tak to jest jak się siedzi z dzieckiem przy biurku i nie patrzy co robi ;-)
- kojarzy powtarzające się fakty (typu zakładanie śliniaka=jedzenie, zakładanie chusty=noszenie)
- macha rączkami i otwiera buzię widząc miseczkę z jedzeniem albo cycuś
- naciąga główkę i wygląda przez szczebelki próbując dojrzeć siedzącego obok łóżeczka kota

... i pewnie jeszcze wiele innych, które chwilowo wypadły mi z głowy

czwartek, 16 lutego 2012

Myślę, więc jestem?

W którym momencie dziecko zaczyna w pełni świadomie odbierać otaczający je świat? Jak wygląda chwila, w której jego mózg podejmuje rolę magazynowania wspomnień? Gdzie kończy się bezwolne istnienie, a zaczyna prawdziwe życie nowego, choć maleńkiego jeszcze człowieka?

Patrzę na córeńkę i myślę, że wciąż jest taka maleńka, a ona zupełnie nic sobie z tego nie robiąc udowadnia mi jak dużą i mądrą dziewczynką już jest. Ostatnio wręcz nieustannie mnie zadziwia.

Scenka nr 1
Byłyśmy u rodziców, a ona ciągle wpatrywała się w jeden punkt na ścianie. Nie mieliśmy pojęcia o co chodzi, dopóki tata nie przypomniał sobie, że do niedawna wisiał w tym miejscu grający Mikołaj, w którym Emilia zakochała się od pierwszego spojrzenia. Jej radość, kiedy tata przywiesił go tam z powrotem nie do opisania.

Scenka nr 2
Po każdej zabawie z kotem myję jej rączki. Parę dni temu zabrałam ją w tym celu do łazienki, odkręciłam wodę, a ona sama sięgnęła po mydło. A później wyciągnęła rączki z stronę ręcznika.

Scenka nr 3
Leżałyśmy na podłodze. Emilka ćwiczyła turlanie, a ja oglądałam coś w tv, pogryzając sezamowe paluchy i maczając je od czasu do czasu w śmietankowym serku. W pewnej chwili zerknęłam na córeńkę, a ona trzymała w rączce jednego palucha i próbowała trafić nim w serek.

Moja mała, zdolna dziewczynka. Moja największa duma.

I jestem niemal przekonana, że jej pierwszym słowem będzie kot. Wystarczy, że usłyszy gdzieś magiczne kiciuś i od razu główka jej lata we wszystkich kierunkach. A jeśli poszukiwania zakończą się sukcesem gębusia uśmiecha się jej od ucha do ucha, choćby nawet chwilę wcześniej  łzy lały się strumieniami.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Wychowuję - nie tresuję!

Wypadłam ostatnio z rytmu. Jakoś nie mogę się wpasować z blogowaniem w szereg czynności dnia codziennego, a przecież do tej pory przychodziło mi to bez trudu. Chyba potrzebuję podładować akumulatory, bo od tego nieustannego siedzenia w domu całkowicie sflaczałam. Dlatego też w tym miejscu apel do pani zimy: zabieraj stąd te mrozy i idź męczyć miśki polarne!

Byłyśmy w czwartek na szczepieniu i muszę napisać jaka dumna byłam z Emilki. Dosłownie chwilę zapłakała i już była zajęta próbami ściągnięcia pani pielęgniarce dokumentów z biurka. Ostatecznie zadowoliła się naklejką "dzielny pacjent", którą naturalnie od razu próbowała wpakować sobie do buzi. A ja oczywiście cały ranek miałam traumę, że będzie histerycznie płakała jak to było do tej pory, a mi będzie pękało serce. Nie należę do kobiet, które uważają, że dziecko musi się od czasu do czasu wypłakać. Zawsze reaguję, kiedy Emilka płacze, nawet jeśli ta reakcja polega tylko na potrzymaniu ją za rączkę, czy pogłaskaniu po główce i gadaniu głupot, z których niewiele jeszcze rozumie. Po prostu chcę żeby wiedziała, że zawsze jestem obok.

Wczoraj Mom napisała świetną notkę o kolejnych absurdach  holenderskiego systemu w kwestii wychowania dziecka. A ponieważ wiem, że nie wszyscy będziecie mieli okazję  przeczytać, mam nadzieję że autorka nie będzie miała mi za złe zacytowania fragmentu: "Nie bawimy się z dzieckiem dłużej niż tylko moment, a gdy choćby raz ziewnie nie bawimy się wcale. Do łóżeczka od razu myk - bo dziecko nie potrzebuje rozrywki tylko snu, snu i jeszcze raz snu. A jeżeli płacze pozostawimy samo sobie w łóżeczku w celu samodzielnej nauki samodzielnego zasypiania. Bo tak trzeba i mądre książki tak piszą - holenderskie rzecz jasna (...) Bo dziecko nie posiada poczucia głodu, poczucia snu i poczucia potrzeby bliskości, czy zabawy. Dziecko jest pozbawione wszelakich uczuć i nie posiada własnego jakże wyjątkowego i wspaniałego charakteru. Dziecko nie posiada odpowiedniego sobie temperamentu. Dziecko jest warzywem, które podlewamy i wystawiamy na słońce wtedy kiedy my mamy na to ochotę. Ot cała filozofia." Niestety bardzo często odnoszę wrażenie, że ludzie którzy o wychowaniu dziecka powinni wiedzieć trochę więcej niż kompletnie niedoświadczona młoda matka prezentują właśnie takie stanowisko. Nie przeczę, że sama bardzo chętnie wysłuchałabym kilku mądrych porad, zamiast robić coś na oślep i katować się później wątpliwościami. Niestety autorytetów brak. I nawet mądre poradniki nie raz powodują konsternację, bo rewelacje w nich zawarte każą mi przypuszczać, że człowiek który je pisał nie tylko nigdy  w życiu nie miał na co dzień do czynienia z niemowlakiem, ale chyba nawet w ogóle żadnego na oczy nie widział.

W ciągu tych 6 miesięcy zdążyłam popełnić chyba wszystkie możliwe błędy wychowawcze i aż się dziwię, że opieka społeczna nie wali mi jeszcze do drzwi.
Tak, przez pierwsze 3 miesiące usypiałam córeńkę nosząc ją na rękach. Każdego wieczoru przemierzałam z nią mieszkanie wzdłuż i w szerz, kołysząc, huśtając i nucąc kołysanki. Czy teraz mamy przez to wieczorami jakiekolwiek problemy z zasypianiem? ŻADNYCH. Emilia wypija mleczko, bawi się chwilę grzechotkami, po czym obraca się na boczek i zasypia. SAMA.
Tak, nasze dziecko w dalszym ciągu śpi z nami w łóżku. Dzięki czemu przesypia ciągiem 11 godzin i nawet karmić muszę ją przez sen, bo inaczej przespałaby całą noc bez chociażby jednej pobudki. Mam w domu sześciomiesięczne niemowlę i nie mam pojęcia co to jest niewyspanie. Żeby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku potrzebuję zaledwie ułamka sekundy - dokładnie tyle ile potrzeba żeby otworzyć oko.
Tak, noszę ją na rękach, nawet wtedy kiedy wcale się tego nie domaga. Ot, zwyczajnie lubię to robić. Czy przez to jest rozpieszczona i nieznośna? A w życiu! Jest najgrzeczniejszym dzieckiem pod słońcem. I bez problemów potrafi zająć się sobą, kiedy mam coś do roboty i nie mogę jej zabawiać.
Tak, nie zmuszałam jej do leżenia na brzuszku, co najwyżej testowałam alternatywne metody stosowania tej pozycji, które nie budziłyby u córeńki protestu. Czy mamy z tego powodu jakieś problemy? Nie. Dziś Emilia spędza na brzuszku większość czasu, podpiera się na nadgarstkach, sięga po zabawki, kręci wokół własnej osi, a od czasu do czasu udaje jej się już pełzać do tyłu.

Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo, pogrążając się zupełnie, ale zapewne ku przerażeniu niektórych z was wcale nie czuję się  przez to złą matką. Mam pięknie rozwijające się, SZCZĘŚLIWE dziecko i zupełnie nie obchodzi mnie, co na to mądre poradniki.

środa, 8 lutego 2012

Idziemy jak burza!

Tynka, miałaś rację, dziewczyno!
Mamy DRUGIEGO zęba!
Widocznie drugiej dolnej jedyneczce było smutno tak samej siedzieć i też postanowiła wyjść na światło dzienne. I tym sposobem chwilowo możemy odetchnąć pełną piersią i za następne poszukiwania wziąć się za 2 miesiące, kiedy to najprawdopodobniej zechcą się wyżynać górne zębolki.

A poza tym bez zmian. Głównie się turlamy. Na łóżku, na kanapie, na podłodze, w łóżeczku, na leżaczku (!), w wanience (!!) tylko czekam aż córeńka odkryje patent turlania się będąc na moich rękach, bo już naprawdę chyba nawet to by mnie nie zdziwiło. 
Postęp jest taki, że w 1:10 przypadków udaje jej się także przewrócić z powrotem na plecki, z czego jest później niezmiernie zdziwiona. Ale jednak w większości przypadków latamy na zmianę z Księciuniem i ją w tej niewdzięcznej robocie wyręczamy (a jak się ośmielimy nie latać, to łoooo matko bębenki w uszach pękają)

I na koniec scenka rodzajowa pt. "Męska logika"
Księciunio wrócił wczoraj wcześniej z pracy i już od progu wołał, że jest głodny jak wilk. Wrzuciłam Emilkę do leżaczka, leżaczek do kuchni i wzięłam się za robienie wilkowi obiadu. Byłam gdzieś w połowie, kiedy córeńka stwierdziła, że czas na kupę. Nie ma to jak wyczucie czasu pomyślałam i podrzuciłam dzieciątko wraz z niespodzianką ojcu.
Ja: przebierz ją bo zrobiła kupę
On: eee...  a może ty byś ją przebrała?
Ja: hę?
On: bo wiesz, teoretycznie mnie jeszcze  nie powinno być w domu

sobota, 4 lutego 2012

Pierwszy i na pewno nie ostatni

Ladies and Gentlemen uroczyście oświadczam iż mamy
PIERWSZEGO ZĘBA!
Generalnie Emilka ma, bo my z Księciuniem posiadamy komplet już od jakiegoś czasu ;-) Niemniej fakt iż prawa dolna jedyneczka naszego potomstwa ujrzała światło dzienne uczciliśmy wybuchem dzikiego entuzjazmu, wyprzytulaniem córeńki we wszystkich kierunkach oraz wykonaniem serii pląsów po parkiecie (to ja) i stukaniem się palcem w czoło (Księciunio), co świeżo upieczona posiadaczka uzębienia przyjęła z lekkim zaniepokojeniem, co też szanownym rodzicielom znowu odwala.

Trochę mi wstyd bo fakt ząbkowania mojego dziecka zwyczajnie przegapiłam. Wprawdzie wczoraj Emilka miała trochę gorszy humor, ale ponieważ sama chodziłam podminowana, a dzieci jak wiadomo wyczuwają nasze nastroje z dokładnością cyfrowego radaru, więc myślałam, że jej się zwyczajnie udzieliło. Na dodatek jesteśmy akurat w oku cyklonu, czyli dokładnie w kulminacyjnym momencie kolejnego skoku rozwojowego, co również wyzwala w dziecięciu mroczne instynkty, dlatego do głowy mi nie przyszedł jakiś ząb. W zasadzie już od dłuższego czasu codziennie zaglądam Emilce do buzi poszukując oznak zbliżającego się horroru ząbkowania, ale nawet wczoraj niczego niepokojącego tam nie odkryłam. Dziąsełka piękne, różowe, sprężyste - marzenie każdego stomatologa. I pewnie dalej tkwiłabym w niewiedzy, gdyby córeńka nie postanowiła mnie jednak oświecić. Od rano próbowała wpakować sobie mój palec bo buzi (niestety stawiałam opór) a kiedy w końcu udała jej się ta sztuka POCZUŁAM pod opuszkiem coś ostrego i twardego. Zerknęłam, a tam jak gdyby nigdy nic wystaje na milimetr piękna biała krecha.
A teraz zaczynam wznosić modły do nieba żeby reszta uzębienia też nas tak pozytywnie zaskoczyła i pojawiała się w tak samo mało spektakularny sposób.

I jeszcze refleksja mnie naszła podczas rozwieszania prania (między innymi biustonoszy)
Żegnajcie sutki - mały, jednozębny potwór już na was czyha! ;-)

czwartek, 2 lutego 2012

Szósteczka

Dziś nasza wspaniała córeńka skończyła pół roku, a to znaczy że od 6 miesięcy w moim życiu nie ma miejsca na inne uczucia niż szczęście. Wystarczy, że jest i moje życie już jest piękniejsze. Samą swoją obecnością sprawiła, że codziennie chce mi się być lepszym człowiekiem. Do tej pory dla nikogo innego na świecie nie chciało mi się AŻ tak starać. Dla niej jestem gotowa zmienić w sobie absolutnie wszystko, przewrócić cały świat do góry nogami i samym spojrzeniem zmieść z powierzchni ziemi każdego, kto chciałby choć krzywo na nią spojrzeć.
Nie wiem, córeczko, czy kiedykolwiek będę potrafiła pokazać ci jak bardzo cię kocham. Mogę jedynie mieć nadzieję, że wtulając się w moje ramiona każdego dnia będziesz to zwyczajnie czuła.
 
A wczoraj Emilka po raz pierwszy, po powrocie taty z pracy wyciągnęła do niego rączki, wyraźnie chcąc żeby ją zabrał, mimo że była w tym czasie na rękach u mnie. Szanowny tatuś do wieczora chodził dumny jak paw :-)