środa, 30 listopada 2016

O kurce złotopiórce

Wracając do domu wstąpiłyśmy do sklepu.
- co mamy do kupienia? - zapytała Emilka
- kurę - odparłam zgodnie z prawdą, rozmyślając smętnie o tym, że już tak późno, a tu jeszcze czeka mnie marynowanie mięsa.
W domu rozpakowując siaty z zakupami
- miałyśmy kupić KURĘ a kupiłyśmy jakieś mięso - oświadczyła wyraźnie zafrasowana córka
- to jest mięso z kury - odparłam bez większego zastanowienia
Nastała grobowa cisza

(O cholera, o cholera...)

- z takiej ŻYWEJ??

Szach mat, Pani Matko.

piątek, 25 listopada 2016

Kulfon, Kulfon co z ciebie wyrośnie

Wiesz, mamusiu jak dorosnę, to zostanę LINIARKĄ

Eee...kim?

niedziela, 13 listopada 2016

Notka zawiera lokowanie produktu ;-)

Tydzień siedzenia w domu zapowiadał się niezwykle kusząco, pomimo tego że urlop w listopadzie wygląda bardziej na karę niż nagrodę, ale postanowiłam nie wybrzydzać i brać co dają. Miałyśmy się porządnie wyspać, wylegiwać w pierzynach do 8:00,  na nawet do 9:00, o rozpusto, nigdzie sie nie spieszyć, na wszystko mieć czas, robić to na co będziemy miały ochotę, tak długo jak będziemy chciały... Ach i och tak miało być fajnie.
Piątkową noc Emilka postanowiła urozmaicić mi pracami porządkowymi, wymiotując na łóżko, ścianę, podłogę i starą matkę. Reszta nocy upłynęła mi na czuwaniu i podtykaniu dziecięciu miski pod buzię.
W sobotę Głowa Rodziny postanowiła dołączyć do chorowania, zapewne po to żeby dziecięcie nie czuło sie samotne w swych cierpieniach. Dzień upłynął mi na snuciu się miedzy rekonwalescentami niczym błędna owca, parząc ziółka, herbatki, mierząc temperaturę i tuląc do piersi.
Dzisiejszy bardzo wczesny poranek przywitałam w czułych objęciach muszli sedesowej. A jako że stała w uczuciach jestem, to moje przywiązanie do niej trwało cały dzień. Wieczorem, w akcie desperacji, kiedy już sobie wywróciłam żołądek na druga stronę wepchnęłam w siebie trochę rosołu... I Alleluja! Niemal natychmiast poczułam się jak młody Bóg. Przypominając sobie przy okazji, że ta wyszukana potrawa ratowała mi skórę w pierwszych miesiącach ciąży, kiedy to próba zjedzenia czegokolwiek innego za każdym razem kończyła się buntem, ba rewoltą wręcz mojego żołądka.
Ze zgroza muszę sie przyznać, źe pisząc rosół nie mam na myśli aromatycznego bulionu na gęsim udzie, z duża ilością włoszczyzny... tylko kostkę rosołowa firmy Knorr. Nie wiem jak to działa, ale działa. Bez pudła. Zapewne żołądek nafaszerowany taka chemią boi sie nawet drgnąć ;-)