poniedziałek, 26 grudnia 2016

Pierwszy i na pewno nie ostatni - po raz drugi

Prawie 4 i pół roku temu dumna i blada napisałam, że Emilka ma pierwszego zęba, a dziś...

... dziś ma pierwsze braki w uzębieniu ;-) 




 Przy okazji tego doniosłego wydarzenia popisałam się wybitną inteligencją... w pierwszym odruchu kompletnie nie skojarzyłam, że córcia rozpoczęła proces wymiany mleczaków na zęby stałe i z głową pełną wizji paradontozy i innych chorób przyzębia, dzwonię do kuzynki - stomatolożki

Ja (cała spanikowana): Aaaaaa! Emilce rusza się ZĄB, co ja mam robić? co ja mam robić?!
A(wyraźnie ucieszona): poczekać aż wypadnie?
Ja: eee?

Tak, jestem blondynką, gdyby ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości.

środa, 30 listopada 2016

O kurce złotopiórce

Wracając do domu wstąpiłyśmy do sklepu.
- co mamy do kupienia? - zapytała Emilka
- kurę - odparłam zgodnie z prawdą, rozmyślając smętnie o tym, że już tak późno, a tu jeszcze czeka mnie marynowanie mięsa.
W domu rozpakowując siaty z zakupami
- miałyśmy kupić KURĘ a kupiłyśmy jakieś mięso - oświadczyła wyraźnie zafrasowana córka
- to jest mięso z kury - odparłam bez większego zastanowienia
Nastała grobowa cisza

(O cholera, o cholera...)

- z takiej ŻYWEJ??

Szach mat, Pani Matko.

piątek, 25 listopada 2016

Kulfon, Kulfon co z ciebie wyrośnie

Wiesz, mamusiu jak dorosnę, to zostanę LINIARKĄ

Eee...kim?

niedziela, 13 listopada 2016

Notka zawiera lokowanie produktu ;-)

Tydzień siedzenia w domu zapowiadał się niezwykle kusząco, pomimo tego że urlop w listopadzie wygląda bardziej na karę niż nagrodę, ale postanowiłam nie wybrzydzać i brać co dają. Miałyśmy się porządnie wyspać, wylegiwać w pierzynach do 8:00,  na nawet do 9:00, o rozpusto, nigdzie sie nie spieszyć, na wszystko mieć czas, robić to na co będziemy miały ochotę, tak długo jak będziemy chciały... Ach i och tak miało być fajnie.
Piątkową noc Emilka postanowiła urozmaicić mi pracami porządkowymi, wymiotując na łóżko, ścianę, podłogę i starą matkę. Reszta nocy upłynęła mi na czuwaniu i podtykaniu dziecięciu miski pod buzię.
W sobotę Głowa Rodziny postanowiła dołączyć do chorowania, zapewne po to żeby dziecięcie nie czuło sie samotne w swych cierpieniach. Dzień upłynął mi na snuciu się miedzy rekonwalescentami niczym błędna owca, parząc ziółka, herbatki, mierząc temperaturę i tuląc do piersi.
Dzisiejszy bardzo wczesny poranek przywitałam w czułych objęciach muszli sedesowej. A jako że stała w uczuciach jestem, to moje przywiązanie do niej trwało cały dzień. Wieczorem, w akcie desperacji, kiedy już sobie wywróciłam żołądek na druga stronę wepchnęłam w siebie trochę rosołu... I Alleluja! Niemal natychmiast poczułam się jak młody Bóg. Przypominając sobie przy okazji, że ta wyszukana potrawa ratowała mi skórę w pierwszych miesiącach ciąży, kiedy to próba zjedzenia czegokolwiek innego za każdym razem kończyła się buntem, ba rewoltą wręcz mojego żołądka.
Ze zgroza muszę sie przyznać, źe pisząc rosół nie mam na myśli aromatycznego bulionu na gęsim udzie, z duża ilością włoszczyzny... tylko kostkę rosołowa firmy Knorr. Nie wiem jak to działa, ale działa. Bez pudła. Zapewne żołądek nafaszerowany taka chemią boi sie nawet drgnąć ;-)

środa, 28 września 2016

Mea culpa

Emilka od jakiegoś czasu strasznie grymasi przy jedzeniu. Potrawy które kiedyś wcinała ze smakiem nagle stały się fuj, bleh i idź mi z tym. Wiem że to przejściowy etap, wiec nie rwę (póki co) włosów z głowy, ale dbanie o to by dostarczyć Jej odpowiednia ilośc kalorii i składników jest niezwykle męczące... Chodzę i powtarzam jak mantrę: zjedz kawałek tego, zjedz plasterek tamtego, a może zjesz trochę tego albo masz ochotę na tamto... Raz z większym, raz z mniejszym powodzeniem...
Wieczorem myjemy zęby, Emilka filozoficznym tonem oświadcza:
E: mam cały brzuszek jedzenia...
Ja: to po co się tyle najadłaś?
E: ty mnie tyle najadłaś

czwartek, 4 sierpnia 2016

Pięć lat minęło...

... jak jeden dzieeeeeeń ;-) Z tejże zaszczytnej okazji kupiliśmy Emilce pierwszy profesjonalny rower ( żadne tam trójkołowe badziewie, na którym obciach się na osiedlu pokazać) Delikwentka wysoce ukontentowana z nabytku.

Pani matka będzie od teraz szalenie wysportowaną niewiastą. Już ze 3 razy pobiłam swój rekord na 100m, a to dopiero pierwszy dzień...

poniedziałek, 18 lipca 2016

Klops

Emilka bawi się w szefa kuchni
E: może zrobimy klopsiki... albo nie, pomyślę o klopsikach, jak będę dorosła

Ups, ups, ups... Nigdy w życiu nie myślałam o klopsikach. To by tłumaczyło, dlaczego za każdym razem, kiedy ktoś znajomy wspomina ile mam lat jestem tym faktem głęboko zdumiona ;-)

niedziela, 3 lipca 2016

Potwory i spółka

Emilka od jakiegoś czasu cierpi na lekka paranoję na punkcie wszelkiego boskiego stworzenia, które ma pecha nie należeć do gatunku homo sapiens. Przy czym należy Jej oddać sprawiedliwość, że nie dyskryminuje żadnego żyjątka i wrzeszczy tak samo głośno na widok muszki owocówki, jak i tygrysa bengalskiego.

Ostatnio postanowiłam ogarnąć trochę artystyczny nieład w Naszym samochodzie, gdyż jego wnętrze zaczynało łudząco przypominać śmieciarkę. Po czym poprosiłam Emilkę żeby pobiegła wyrzucić te wszystkie śmieci... trzy sekund później  z okolic osiedlowego śmietnika dobiegło mnie rozdzierające: aaaaaaaaaaaaaa! 

E: mamusiu, mamusiu pójdziesz ze mną, bo tam jest coś strasznego!
Ja: co, mucha?

GORZEJ
...z kubła wystawał wielki, pluszowy miś.

wtorek, 28 czerwca 2016

Przygód kilka Wróbla Ćwirka

Dzizas...20 minut usilnie próbowałam dziś przypomnieć sobie login i hasło do bloga. Drugie tyle rozkminiałam, jak dodać nowy post. Bez komentarza.

Z cyklu scenki z życia.
Wchodzę do pokoju, Emilka siedzi na kanapie w filozoficznej pozie, ze wzrokiem utkwionym hen w horyzont. Zagaduję wesoło:
Ja: co to za smutna minka, córciu?
Emilka wzdycha głęboko i mówi:
E: złamałam sobie serce
??
Mam głupie pytanie...czy to trochę nie za wcześnie? Aaaaaa!


W przedszkolu, z okazji Dnia Rodziny wystawiali "Kopciuszka". Z racji tego, że dzieciaczki włożyły naprawdę masę sił i energii w próby i samo przedstawienie jeszcze długi czas po premierze odgrywanie scenek było ich ulubioną zabawą. Przychodzę raz po Emilkę i czekam aż skończą zabawę
Natalka: Kopciuszku, Kopciuszku przynieś mi sukienkę
Maja: Kopciuszku podaj mi pantofelki
Emilka: o nie, tylko ja mam biegać i pracować, a wy co? do roboty Leniuchy!
Prababki emancypantki byłyby z niej dumne


Marynuję mięso. Jako że nie jest to zajęcie, którym parałyby się królewny,  to oczywiście po łokcie jestem ubabrana marynatą. Wchodzi Emilka i wykrzykuje:
E: o boże! co Ty robisz, mamo?
Lekko zdębiała odpowiadam, że marynuję mięso na obiad, na co dziecko z oburzeniem:
E: ale zobacz jak wyglądają Twoje paznokcie!