poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Pomoc domowa

Parę miesięcy temu z córeńką przyrośniętą do rąk marzyłam o kimś do pomocy w ogarnianiu domowego chaosu i ani się obejrzałam, a moje prośby zostały wysłuchane, choć niezupełnie w sposób, o jakim myślałam. Emilka odkryła w sobie powołanie do niesienia pomocy bliźnim, ze szczególnym uwzględnieniem styranej matki. Małe łapki nieustannie garną się do pomocy, a że zazwyczaj polega ona na wyłączaniu odkurzacza, wychlapywaniu wody z wiadra, czy wyrzucaniu załadowanego do pralki prania, to już trudno. Trzeba było precyzyjnie określić pożądany zakres pomocy. A tak masz babo, co chciałaś i nie narzekaj. 
Do tej pory podczas sprzątania mieszkania Emilka siedziała/stała grzecznie w łóżeczku i obserwowała wszystko z ciekawością, a ja sprężając się miałam z grubsza posprzątane w pół godziny. Niestety któregoś pięknego dnia Księciunio wpadł na pomysł wyjęcia dwóch szczebelków z łóżeczka żeby dziecię mogło sobie wchodzić i wychodzić kiedy zechce, no i jak się nietrudno domyślić dziwnym zbiegiem okoliczności  wychodzi za każdym razem kiedy tylko pomyślę o porządkach. Zakres sprzątania niby ten sam, a wszystko zajmuje mi 3 razy więcej czasu, z czego większość chodzę i przenoszę Emilkę z kąta w kąt, zabieram jej mokre ścierki, wycieram rozchlapaną wodę, zbieram porozrzucanie na podłogę rzeczy, przestawiam wiadro, tłumaczę że nie wolno bawić się kablem z odkurzacza i lizać piany z płynu do podłóg. A kiedy już skończę, czuję się jakbym właśnie skończyła tyrać w kamieniołomie i mam ochotę skrócić głowę rodziny o głowę za takie ułatwienie mi życia.
A dziś to już w ogóle przeżyłam załamanie nerwowe. Skończyłam sprzątać, posadziłam Emilkę na kawałku wyschniętej już podłogi, dałam jej w łapki niekapek z sokiem i poszłam wylać wodę. Wróciłam i jaki widok zastałam? Ano moje nad wyraz szczęśliwe dziecko siedzące w kałuży soku i rozsmarowujące go na mojej świeżutko umytej podłodze, szybie z okna balkonowego, ścianie i sobie. Niekapek! Cholera by go!

środa, 22 sierpnia 2012

Mała maniaczka i Księciunio w akcji

Byliśmy u znajomych, a ponieważ pogoda postanowiła nas porozpieszczać siedzieliśmy na ogródku. Wszystko było w porządku dopóki Emilka nie odkryła w kącie ogrodu krzaków z malinami. Kulturalnie zerwałam jej kilka sztuk i próbowałam zmienić obiekt zainteresowania, co skończyło się dzikim rykiem, bo przecież córeńka niegłupia i doskonale wiedziała, że one tam jeszcze są, a skoro są, to trzeba je zjeść. Jak wytłumaczyć rocznemu dziecku, że będąc w gościach niekoniecznie wypada powyżerać gospodarzom całe zbiory? Na szczęście gospodyni, życzliwa istota, od razu przyleciała z miseczką, wyzbierała wszystkie dojrzałe egzemplarze i dała małej terrorystce, która dopiero trzymając w łapakach michę malin dała się odciągnąć od krzaka. 
Przyszłyśmy do stołu, a Księciunio z pełną powagą:
- dałaś jej dziś w ogóle coś do jedzenia?
Gospodarze na jego specyficznym poczuciu humoru już się znają, ale byli jeszcze jacyś ich znajomi, których dopiero poznaliśmy i naprawdę nie wiem, co sobie pomyśleli, ale miny mieli takie, że w każdej chwili spodziewam się wizyty kogoś z opieki społecznej.

Up date.
Mamy 11 zęba. Prawa górna czwóreczka :-)

piątek, 17 sierpnia 2012

And the winner is...

Dziś się chwalimy wyróżnieniem, o którym matka - stara sklerotyczka, zdążyła już zapomnieć i przypomniała sobie dopiero widząc przed drzwiami pudło z nagrodą, zza którego nieśmiało wyglądał pan kurier. Wyróżnienie otrzymałyśmy w konkursie z okazji Dnia Matki organizowanym przez naszą ulubioną BoboVitę. Cieszę się ogromnie, bo jako żywe potwierdzenie powiedzenia, "kto ma szczęście w miłości, nie ma szczęścia w kartach" nigdy niczego nie wygrałam. A tu proszę, niespodzianka :-)

Coś dla brzuszka łakomczuszka

oraz kwiaty od wielbiciela, znaczy bukiet dla mamy ;-)

A do kompletu pudło na skarby - niewątpliwie najbardziej atrakcyjne, dla małego człowieka

PS
Z góry i  z dołu przepraszam wszystkich zainteresowanych, że nie odpisuję na komentarze, mam spory poślizg w odpowiadaniu na maile i ogromne zaległości na Waszych blogach, ale rozlazłam się ostatnio tak bardzo, że nawet poodkurzanie mieszkania wymaga opracowania strategii. Muszę się wziąć za siebie, ewentualnie zatrudnić kogoś do stania nade mną z pejczem, bo całkiem tu flaczeję i obrosnę tłuszczem, kurzem i mchem.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Piechotą do lata będę szła

Wczoraj Emilka wykonała swoje pierwsze trzy  SAMODZIELNE kroczki!

Oczywiście chyba nie muszę nikomu objaśniać jaka jestem dumna i blada? Tak, wiem że dla was, to nic nadzwyczajnego, w końcu to zupełnie normalne, że roczny dzieciaczek zaczyna przemieszczać się w pozycji wyprostowanej, ale dla mnie to niesamowity powód do dumy, z naszego małego, coraz bardziej samodzielnego człowieczka. Powtórzyłyśmy wyczyn, kiedy tata wrócił z pracy, niestety osobiście tej powtórki nie widziałam, bo łzy lały się strumieniami, co nieco ograniczało moją zdolność widzenia ;-) Dziś podobnie prezentowali się dziadkowie, u których byłyśmy z wizytą, a ja odkryłam przy okazji, że Emilka to po prostu urodzona gwiazda - dajcie jej publiczność, która będzie ją nagradzała brawami z szalonym entuzjazmem, a będzie najszczęśliwsza na świecie.

Z rzeczy mniej przyjemnych, dziś także byłyśmy na szczepieniu, na myśl o którym już od poniedziałku miałam dygoty. Naprawdę nic nie poradzę na to, że boli mnie kiedy moje dziecko płacze. Naturalnie nie mam tu na myśli marudno - zrzędzącego zawodzenia pt. olaboga świat jest okropny i sama nie wiem, czego chcę, ale czegoś na pewno, ale płacz, kiedy wiem, że stała się jej jakaś krzywda. Od razu włącza mi się opcja lwicy broniącej młodych i mam ochotę chwycić siekierę i porąbać w drobny mak szafkę, w którą właśnie się uderzyła, albo wywalić przez okno książkę, którą upuściła sobie na nóżkę, albo chwycić za kłaki miłą panią pielęgniarkę, która właśnie wbija igłę w maleńką łapkę. I zupełnie nie przeszkadza mi fakt, że pani pielęgniarka jest naprawdę miła, ma świetne podejście i stara się to zrobić najdelikatniej jak potrafi. Tak więc poszłam na to szczepienie w bojowym nastroju, a właściwie wparowałam tam jak chmura gradowa, na wszelkie pytania mruczałam coś tam pod nosem i cała napięta czekałam na rozdzierający krzyk. A Emilka co? Pisnęła cichutko w momencie ukłucia i już zajęta była wybieraniem sobie naklejek dzielnego pacjenta z wielkiego pudełka stojącego na biurku. Wspominałam już może, że jestem z niej nieziemsko dumna? ;-)

wtorek, 7 sierpnia 2012

Potrafię

Chłodniej dziś, więc może zdołam wykrzesać z mojego ugotowanego w ostatnich dniach mózgu jakąś myśl i napiszę co nowego u nas. W pierwszej kolejności może nie nowość, ale nie wspomniałam wcześniej, więc nadrabiam - Emilka opanowała wspaniałą umiejętność BEZPIECZNEGO schodzenia z łóżka, także jest szansa, że ta marna reszta owłosienia na mojej głowie jednak na niej zostanie. Życie od razu stało się prostsze. Zwłaszcza rankiem, kiedy moja przytomność umysłu oscyluje w granicach zera, córeńka natomiast budzi się rześka, pełna energii i gotowa do brykania (ile ja bym dała za taki poranny power) 
Świadomie reaguje na muzykę. Nie wiem, czym kieruje się jej gust muzyczny, ale najbardziej żywiołowo reaguje, kiedy to ja śpiewam (a możecie mi wierzyć, że nie jest to coś co chcielibyście usłyszeć) Córeńka natomiast jest zachwycona, od razu banan na twarzy i zaczyna śmiesznie podskakiwać i kręcić pupą, co przy dużym optymizmie można nazwać tańcem.
Z dziwnych odkryć natomiast zauważyłam (no raczej trudno byłoby nie zauważyć dzikiego wrzasku i zwiewania najdalej jak się da)  że boi się nowych, wydających dźwięk zabawek, ale w sumie tylko tych z ludzką mowa. Melodyjki są ok, ale już na przykład wymienianie nazw zwierzątek powoduje ciężką traumę i z góry skazuje zabawkę na banicję. Jest to to tyle dziwne, że obcych ludzi się nie boi. Wręcz sama zaczepia, jeśli ktoś jej wpadnie w oko.
Poza tym potrafi wspiąć się na niskie przedmioty (z tego akurat matka w ogóle się nie cieszy) bez problemu radzi sobie z odpinaniem wszelkich napotkanych zamków błyskawicznych, wie do czego służy pilot w telewizorze - bierze go w rączki, obraca się w stronę telewizora i celując w niego naciska guziki. Dla mnie to najlepszy dowód na to jak spostrzegawcze są takie maluchy. Ja prawie w ogóle nie oglądam telewizji, Księciunio natomiast nagrywa interesujące go programy i ogląda wieczorem, wiec Emilka ma naprawdę niewielki kontakt z tym szklanym pudłem, a jednak zdołała zauważyć i zapamiętać, że to małe coś z kolorowymi guzikami i to duże szare tworzą spójną całość. Takie drobiazgi chyba nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Pierwsze urodziny

Rok temu nie miałam pojęcia jak bardzo zmieni się moje życie, jak bardzo zmienię się ja sama. Nie wiedziałam, co znaczy być matką i jak trudna jest to rola. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak wielką odpowiedzialność bierze się na siebie dając życie nowemu człowiekowi. Nie miałam żadnego doświadczenia w opiekowaniu się kimś tak maleńkim i kruchym, a mimo to licząc czas między kolejnymi skurczami wiedziałam, że bardziej gotowa już nie będę. 
Minął rok, a ja wciąż potrafię zamknąć oczy i przywołać w pamięci obraz córeńki, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy. Wciąż pamiętam tą maciupeńką istotkę, zwiniętą w kulkę, leżącą mi na piersi. Pamiętam, jak zdumiało mnie, że przystawiona do piersi od razu zaczęła ssać i jak uspakajała się kołysana w moich ramionach. Pamiętam z jakim przejęciem po raz pierwszy zmieniałam jej pieluchę i jak niezdarnie szło mi zawijanie jej w rożek. 
Dziś ta "mała kulka" stoi obok mnie na własnych nóżkach, małą łapką obraca mi głowę w swoim kierunku, szczerzy ząbki i opowiada niezwykłe historie w sobie tylko znanym języku. Zrobiłam bym dla niej wszystko. Robię. Żyję dla tych małych uśmiechów. I nawet kiedy po raz dziesiąty w ciągu dnia zbieram powyrzucany z szuflady skarpetki, sprzątam z podłogi w kuchni rozsypaną mąkę i nieustannie wyjmuję z małej buzi żute z wielkim zapałem papierki, nie przestaję się uśmiechać, bo przecież mam milion powodów do radości i ani jednego do smutku. Dziękuję, że jesteś, córeczko.
Nigdy nie będę idealną mamą. Jestem zaborcza, zachłanna, nadopiekuńcza, martwię się problemami na dziesięć lat w przód, ale każdego dnia motywujesz mnie do bycia lepszym człowiekiem. Po to tylko byś kiedyś mogła powiedzieć, że miałaś szczęśliwe dzieciństwo i nawet mając 20, 30, czy 40 lat wiedziała, że Twój dom rodzinny zawsze będzie najbezpieczniejszym miejscem na Ziemi, a moje ramiona, nawet stare i schorowane, zawsze znajdą w sobie siłę żeby Cię osłonić przed światem.