czwartek, 6 czerwca 2013

PS Kocham Cię

Gdybym miała powiedzieć, co w byciu mamą lubię najbardziej na świecie, to byłyby to chwile, kiedy ta mała istotka zupełnie niespodziewanie odrywa się od swoich ważnych spraw, przychodzi i przytula się do mnie. Często, wtulając tak buzię w moją szyję, mówi "moja mama", a ja za każdym razem, niezmiennie czuję gulę wzruszenia w gardle. Przytulam ją setki razy w ciągu dnia, setki razy całuję i do znudzenia powtarzam, że jest moim największym skarbem. 

Dziś stałam w kuchni zmywając naczynia. W pewnej chwili przybiegła, objęła rączkami moje nogi, spojrzała w górę i powiedziała "kocham" Po raz pierwszy.

Rozpadłam się na atomy.

czwartek, 23 maja 2013

Reaktywacja

Tematyki stomatologicznej, gdyż wczoraj myjąc córeńce zęby oczom mym ukazał się pierwszy z czwórki, ostatnich brakujących trzonowców.  Analogicznie po przeciwnej stronie brakuje już tylko milimetra i też się wyrżnie.  A później zostaną już tylko ostatnie dwa górne i temat ząbkowania będziemy mogły zamknąć definitywnie.

wtorek, 21 maja 2013

Mydło wszystko umyje nawet ręce i szyję

Czas kąpieli Emilki zazwyczaj wykorzystuję na zrobienie czegoś dla siebie. A to sobie nogi porządnie ogolę (a nie tylko z przodu, do kolan), a to napaćkam na styraną twarzyczkę jakichś cudownych specyfików (które nie wiedzieć czemu jeszcze nie sprawiły, że jestem młoda i piękna), a to strzelę sobie jakiś orientalny manicure (aktualnie za takowy uważam pomalowanie paznokci lakierem jakimkolwiek innym niż bezbarwny)  albo poczytam w spokoju artykuł w gazecie (to nic, że gazeta sprzed miesiąca) Córeńka w tym czasie siedzi w wannie i bawi się grzecznie kąpielowym asortymentem zabawek albo niegrzecznie wylewając wodę na podłogę, a jak się jej znudzi woła: "mama, myje!"
Wczoraj mnie zaskoczyła, bo wstała, wzięła do rączki mydło i zaczęła się sama myć, wymieniając na głos myte po kolei części ciała: 
- busia (buzia)
- noś (nos)
- usi (uszy)
- pupsia (pupcia)
- noni (nogi)
- sija (szyja)
- jece (ręce)
- tupta (stópka)
- pepe (pępek)
- busek (brzuszek)
- josy (włosy)
Strasznie mnie tym rozczuliła, bo znów uświadomiłam sobie, że to kolejny mały kroczek w nieuchronnej drodze ku jej samodzielności.

sobota, 11 maja 2013

Szałas tanio kupię.

Czarno widzę naszą przyszłość w najbliższych 2-3 tygodniach. Remontują nam elewację bloku i to tak konkretnie, z rozwalaniem balustrad balkonów i kuciem tynków, a córeńka aktualnie dostaje histerii nawet przy włączeniu elektrycznej szczoteczki do zębów. Panicznie boi się urządzeń elektrycznych, więc nawet nie chcę myśleć, co będzie, kiedy usłyszy młot pneumatyczny. Przyjdzie nam chyba zamieszkać na ten czas pod mostem albo w szałasie.
Zostają jeszcze place zabaw, o ile pogoda będzie łaskawa, ale wtedy istnieje ryzyko, że ogłuchnę od tych wszystkich dzikich wrzasków małoletnich rezydentów oraz padnę na zawał, na skutek obserwacji poczynań pierworodnej, której pojęcie instynktu samozachowawczego jest najwyraźniej zupełnie obce. Ganiam za nią  z jednego końca placu zabaw na drugi, z jęzorem do kolan, wśród współczujących spojrzeń matek starszych dziatek, a po powrocie do domu starcza mi siły już tylko żeby umyć zęby i doczołgać się do łóżka. Już nieraz zdarzyło mi się zasnąć przed Emilką, która jeszcze beztrosko turlała się w pierzynach, bynajmniej nie wyglądając na śpiącą.

Ulubione miejsce zabaw Emilki wygląda tak:
I mieści się jakieś 800m od naszego domu. A dlaczego o tym piszę? Ostatnio nie chciało mi się tam iść i wzięłam Emilkę do takiej małej, osiedlowej piaskownicy. Żadnych wrzeszczących maluchów, cisza, spokój, sielanka... pobawiła się chwilę, po czym spakowała foremki, zabrała się i poszła. Pozbierałam się i poszłam za nią, ciekawa dokąd to ją niesie? Zaprowadziła mnie na swój ulubiony plac. Długo nie mogłam wyjść z szoku, bo przecież zapamiętanie prawie kilometra trasy, dla takiego malucha, to nie lada wyczyn!


wtorek, 7 maja 2013

Trochę więcej pokory, matko

Byłam ostatnio u chrześniaczki (za 3 tygodnie skończy pół roku) i jakiś taki nie najlepszy dzień miała. Wszystko było na nie. Leżenie w wózku, łóżeczku, na leżaku, kocyku, nawet noszenie na rękach jej nie zadowalało. Cośmy się wszyscy namęczyli żeby jej dogodzić... bez powodzenia. Wracałam do domu rozmyślając o tym jak to fajnie, że Emilka już taka duża i mądra. I co najważniejsze potrafi powiedzieć czego chce! Świetnie jest mieć dziecko, z którym można się dogadać. No to mnie pokarało za tą próżność.

Emilka: mama uci
Ja: hę?
Emilka: uci daj!

Dzizas co ja przeszłam żeby odkryć, co to jest owe "uci" pojęcia nie macie. Już prawie włosy z głowy rwać zaczęłam, bo im bardziej nie wiedziałam, co to jest, tym bardziej córeńka chciała to mieć. Na szczęście zanim się rzuciłam w desperacji przez okno wpadłam na pomysł, żeby mi pokazała paluszkiem co chce. Wzięła mnie za rękę i zaprowadziła pod lodówkę... JOGURCIK! No przecież!

sobota, 13 kwietnia 2013

Ciężkie chwile brzuszka

Mieliśmy wczoraj ciężką noc. Emilka bardzo nerwowo spała, wierciła się, kręciła, nie mogła sobie znaleźć pozycji, aż nagle o 3:00 nad ranem zaczęła wymiotować. Właściwie to chlusnęła tak, że musiałam przebierać pościel, ją i siebie. Tyle co się z tym uporałam, ułożyłam ją z powrotem do snu i poszłam zamoczyć pościel całą akcję musiałam przeprowadzać od nowa, w bonusie mając jeszcze mycie podłogi. Resztę nocy już nie spałam, tylko pilnowałam, czy nie zacznie wymiotować po raz kolejny. Najgorsze, że Emilka nie ma jeszcze odruchu pochylania się w przód w takim momencie, a w dodatku jest przerażona i zaczyna płakać. Ja naturalnie od razu mam wizje, że się zachłyśnie i udusi. Schiz na tym punkcie potęguje fakt, że znałam osobiście przypadek, że człowiek we śnie udusił własnymi wymiocinami, tyle że on się schlał jak prosię i miał mały kontakt z rzeczywistością. Na szczęście Emilka zasnęła i do rana już żadnych atrakcji nie było. Wstała wesolutka, jak skowronek, a ja intensywnie zastanawiam się, co jej mogło zaszkodzić?

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Du ju spik inglisz?

Niewątpliwie rośnie nam mała gaduła. Chodzi to cały dzień, ledwie od ziemi odrasta i nawija tratatatata, jak katarynka. Większość monologu jest całkowicie niezrozumiała dla osób postronnych, ale małej oratorce zdaje się to w ogóle nie przeszkadzać. Nie licząc momentów, kiedy domaga się żeby jej podać np. "malolo" (eee?) Wtedy to matka z ojcem gapią się na siebie tępo, a kiedy irytacja dziecka zaczyna sięgać zenitu, mało bystrym rodzicielom nie pozostaje nic innego, jak latać po mieszkaniu i pokazywać wszystkie znajdujące się w zasięgu wzroku przedmioty w nadziei, że któryś okaże się tajemniczym "malolo" ;-)

Sprytu córeńce również odmówić nie można. Pracują te małe trybiki w mózgu pełną parą, zwłaszcza, kiedy mama czegoś zabroni, a mały człowiek jednak bardzo tego chce i kombinuje jak koń pod górkę żeby jednak cel osiągnąć. Na razie niezaprzeczalnymi faworytami technik manipulacyjnych są: wrodzony urok osobisty, czarujący uśmiech, mające wielką moc "plosie" (czytaj proszę) połączone ze wzrokiem kota w Shreku albo pójście z "problemem" do taty, który zazwyczaj rozpatruje prośby i wnioski pozytywnie.


środa, 27 marca 2013

Szklana pułapka

Nie wiem, czy coś mi się stało z opcją pt. "zorganizowanie", czy przegapiłam jakąś nową genialną ustawę redukującą dobę do kilku godzin, bo nie wyrabiam się masakrycznie. Ciągle wlecze się za mną jakiś stos spraw do załatwienia, a jak już uda mi się z jedną rzeczą uporać okazuje się, że na jej miejscu pojawiły się trzy nowe, więc nieustannie targa mną ochota walenia głową w każdą napotkaną ścianę. 

Z rzeczy zdecydowanie przyjemniejszych, to naiwnie wierzę, że wiosna w tym roku jednak zaszczyci nas swoją obecnością i zaczęłam na tę okoliczność kompletować Emilce garderobę. Utwierdziłam się przy okazji w przekonaniu, że mój hormonalno - macierzyński bzik ma się rewelacyjnie, bo w dalszym ciągu zamiast kupić coś sobie wolę polecieć do Smyka, skąd trzeba mnie wyprowadzać siłą. Zresztą nie tylko ze Smyka. Bardzo lubię linię dziecięcej bielizny F&F sprzedawaną w Tesco. Prawie wszystkie body i pajacyki mamy stamtąd i mimo naprawdę mocnej eksploatacji ciągle wyglądają jak nowe. I jak słowo daję chyba mi się nie zdarzyło żebym będąc w Tesco nie wróciła z jakimś małym ciuchem, albo dwoma, albo dziesięcioma (zwłaszcza w zetknięciu z magicznym słowem przecena) Szkoda tylko, że mała modelka tak szybko z tego wszystkiego wyrasta.

A propos modelki. Odkryła ostatnio przypadkiem kanał Mini Mini, bo nieroztropny tatuś zostawił pilot w zasięgu małych łapek, a córcia wszak nieprzeciętnie uzdolniona technicznie i rozpracowała sprzęt w trzy sekundy. Przyleciała do kuchni w której coś akurat robiłam cała rozetuzjazmowana wykrzykując: mama, baja! No i niestety magiczne pudełko zwane telewizorem zaczęło przyciągać ją z wielką siłą. Do tej pory Emilka w ogóle nie oglądała telewizji, bo jestem zdania, że im później dziecko odkrywa takie rozrywki tym lepiej. Niestety to se ne wrati. Na szczęście ciągle jeszcze większość moich decyzji przyjmuje bez sprzeciwu i kiedy mówię, że koniec oglądania i wyłączmy telewizor grzecznie idzie się bawić. Niestety mam też świadomość, że wiecznie tak nie będzie i pierwszy bunt to tylko kwestia czasu ;-)

środa, 13 marca 2013

Grubsza sprawa

Emilka bardzo lubi swój nocnik. Uwielbia na nim siedzieć... pod warunkiem, że jest ubrana. Namówienie jej do zasiądnięcia na nim bez pieluchy pozostaje hen hen daleko w strefie matczynych marzeń, a doczekanie się użycia nocnika zgodnie z jego przeznaczeniem nawet daleko poza marzeniami. Sporym kompromisem ze strony córki jest natomiast fakt komunikowania nam zrobienia kupy do pieluchy, co i tak jest niesamowitą wygodą, gdyż eliminuje potrzebę nieustannego latania za dzieckiem i obwąchiwania. 

Wiem, są matki które uważają, że dziecko może biegać w jednej pielusze przez pół dnia, ale domyślacie się, że ja raczej się do nich nie zaliczam. No sorry, ale jakoś sobie nie wyobrażam żeby któraś z powyższych mam z radością latała w mokrych majtach, dlatego też nie rozumiem, dlaczego niby dziecko ma się czuć w takiej sytuacji komfortowo. Pupa ma mieć sucho i czysto. Koniec filozofii.

A że człowiek szybko przyzwyczaja się do wygód, to dziś spotkała nas niespodzianka, w postaci niezakomunikowanej kupy. Niezakomunikowana kupa dłuższą chwilę musiała skakać, hasać i płaszczyć się na podłodze wraz z jej właścicielką, bo zdążyła przybrać dosyć interesujące kształty. Ucięłam więc sobie małą pogawędkę z chwilowo krnąbrną córką ;-)
- Emilko, dlaczego nie wołałaś, że zrobiłaś kupę?
- kupa
- no teraz to już trochę za późno, trzeba wołać od razu
- nie
- nie będziesz wołała? To wiesz kim jesteś?  Małym misiem smrodkiem
- NIE, EMI!!

sobota, 9 marca 2013

E jak Emi

Co za leniwa kwoka ze mnie - od 3 tygodni niczego nie napisałam, a tu przecież kolejny miesiąc nam stuknął i nowości tyle, że spokojnie można by ze dwa rozdziały książki napisać. Starzejecie się matko i tyle. 
Chociaż nie. Mam też coś na swoje usprawiedliwienie - Emilka odkryła prawo własności i wmawia mi, że laptop jest jej. Podobnie zresztą jak moja komórka, portfel, błyszczyk i kilka innych tego typu przedmiotów, zapewne niezbędnych w życiu każdego szanującego się malucha. Na moje argumenty, że jest ciut za młoda na takie zabawki uparcie odpowiada "mój" i koniec. A matce nie pozostaje nic innego, jak korzystać z wyżej wymienionych sprzętów po kryjomu.
Pochwalę się Wam jeszcze, że córka moja pierworodna na pytanie jak się nazywa, dumnie odpowiada "Emi". Takie mam zdolne dziecko. Wiem, wiem, każda matka tak mówi, ale ja naprawdę mam zdolne hehe

Chciałam wstawić wam mp3-jkę z naszymi pogaduszkami, ale strasznie trudno zmontować taki materiał. Raz, że nie mam odpowiedniego sprzętu do nagrywania i głównie słychać szumy i hałasy w tle, dwa talent operatorski to ja niewątpliwie mam, tylko jeszcze go nie odkryłam, a trzy dziwnym zbiegiem okoliczności, jak tylko zmierzam w stronę Emilki z dyktafonem, ta zamyka buzię na kłódkę i ani myśli konwersować. Dlatego jest to  najbardziej amatorskie nagranie audio na świecie i uprasza się odsłuchujących o wyrozumiałość ;-)

piątek, 15 lutego 2013

Słownik wyrazów dziecięcych

Podświadomie ciągle myślę, że Emilka to wciąż jeszcze okruszek maleńki, ale coraz częściej łapię się na tym, jak wiele rzeczy już potrafi nam zakomunikować. W ciągu ostatnich kilku dni skrupulatnie notowałam na kartce wszystkie słowa, jakich używa, bo byłam ciekawa, jak faktycznie bogate jest jej słownictwo. Zupełnie nieobiektywnie stwierdzam, że jak na półtorarocznego malucha mówi bardzo dużo, ale co innego przeświadczenie matki o wspaniałości i wyjątkowości swojego dziecka, a co innego dowody spisane czarno na białym ;-)

Emilkowy słownik - stan na LUTY
baba banda - babcia Wanda
baba mania - babcia Marysia
dziadzia - dziadek
Ala - Agatka (Aga widocznie jest zbyt skomplikowane)
Ania
uła - wujek (skąd jej się to wzięło pojęcia nie mam)
cicia - ciocia
pan
pani
koko - kura
pipi - ptaszek
miś
hał - pies
miał - kot
dzidzia - dziecko
pa - na do widzenia
hej -używane jako: hej ty patrz na mnie ;-)
brum - w zasadzie wszystko co jeździ
kupa - wiadomo (szkoda tylko, że po fakcie ;-)
si - siku
apa - jak chce żeby ją podnieść
bam - kiedy coś spada
niam - jeść
piś - pić
huśtu - huśtawka
pleple - proszę
cii - cicho
buu - zimno
haa - gorąco
tam
tu
to 
nia - nie ma
jajo
nie
tak
ten
dzili - słoń (mój ulubiony wyraz)
płyn
dyn dyn - dzwonek
choć - chodź
tapka - czapka
śtół - stół, ale też jej krzesło do karmienie
ojej - gdy coś się przewróci, rozsypie itp
Dopisek:
nona - noga
mamy/mam
myje
ziupa - zupa
ciuf - pociąg


sobota, 2 lutego 2013

Osiemnastka

Drogie dziewczyny, ogromnie dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pod poprzednią notką. Jesteście absolutnie niesamowite z tymi niekończącymi się pokładami wrażliwości na los drugiego człowieka. Nawet zupełnie obcego. Może ten świat faktycznie jest zły, ale wciąż jeszcze żyje w nim masa dobrych ludzi. Takich jak Wy. 

A Emilka dziś skończyła 1,5roku. P-ó-ł-t-o-r-a! I jedyny komentarz jaki przychodzi mi do głowy, to wielkie WOW! Byłabym obrzydliwie tendencyjna, gdybym napisała, kiedy to zleciało, ale jak Boga kocham, naprawdę nie wiem. Za kolejne pół roku będzie miała dwa latka? No bez jaj. Cierpię na jakieś problemy z orientacją w rzeczywistości, czy co? 
Już nawet nie staram się zapamiętywać i spisywać rzeczy, którymi zaskakuje mnie każdego dnia, bo musiałabym nie odchodzić od komputera, a z tym to akurat wyjątkowo krucho (i pomyśleć, że istniały czasy, w których mogłam przez pół dnia gapić się w ekran, w efekcie czego miałam co najwyżej niepozmywane gary) chociaż codziennie obiecuję sobie: o! muszę to opisać na blogu. Jasne, nie wiem kiedy. Chyba w nocnych majakach. W ogóle, co robią ci wszyscy amerykańscy naukowcy? Czy naprawdę nie mogliby się spiąć i wynaleźć ten sposób na klonowanie ludzi? Albo przynajmniej mnie. Będąc w dwóch egzemplarzach na pewno bym się ze wszystkim wyrabiała i nie marzyła o łóżku już od dobranocki (mówiąc o łóżku mam na myśli sen, żeby komuś nie przyszło do głowy, że mam jakieś bardziej skomplikowane zachcianki)

Ale żeby nie było, że 18 miesięcy z życia naszej gwiazdy przeszło bez echa scenki z wczoraj i dziś.

Byłyśmy w Pepco z zamiarem nabycia poszewek na poduszki. Nie miałam ze sobą wózka, więc Emilka spacerowała na własnych nogach nieustannie podsuwając mi do zakupu kolejne (zapewne niezbędne nam) artykuły, takie jak np. majtki chłopięce w rozmiarze 6-8lat (może Księciunio by się w nie wcisnął, gdyby się baaaardzo postarał?) Na szczęście zazwyczaj bez problemu odkłada rzeczy na miejsce, kiedy ją o to poproszę. Niestety w pewnym momencie zobaczyła wielkiego pluszowego misia, a w mojej głowie zaczął wyć alarm Houston mamy problem! Naturalnie miś od razu wylądował w objęciach małej adoratorki i wyglądał, jakby nie miał zamiaru ich opuszczać. I tu matka stanęła przed dylematem: pójść do kasy i zapłacić, czy postąpić dojrzale i wytłumaczyć dziecku, że miś zostaje w sklepie? Miś został w sklepie, ale za to Emilka wymaszerowała z niego z figurką kotka. A matka tłumaczy sobie dzielnie, że w połowie odniosła sukces, a tylko w połowie porażkę. Za to Emilka ma szansę zostać naprawdę niezłym negocjatorem.

A dziś wpadł do nas znajomy. Emilka słysząc męski głos w przedpokoju pobiegła wołając "dziadzia" Na miejscu skonsternowana przypatrywała się przybyszowi spod oka stwierdzając: "pan" podeszłam do niej i zagadałam: to może zaprosimy pana na herbatę? Na co Emilka ze złością: "pan, papa" (w wolnym tłumaczeniu - spadaj koleś z mojego domu!) I to by było na tyle jeśli chodzi o kulturalne podejmowanie gości.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Cuda dnia powszedniego

Warto wierzyć. Na przekór wszystkiemu. Pomimo strumieni wylanych łez, pomimo bezskutecznych prób znalezienia odpowiedzi na pytanie - dlaczego? Pomimo złości i żalu do losu, życia, Boga, warto wierzyć. Bo kiedy nie ma już nic, tylko wiara pozwala znajdywać powody, dla których po każdym upadku wciąż jeszcze można wstać i spróbować od nowa.
Moja siostra po 5 latach powolnego godzenia się z losem, patrzenia na kolejne bezradnie rozkładane ręce ujrzała wymarzone dwie kreski na teście. Płakaliśmy wszyscy. Z radości, ale też ze strachu o to maleńkie kruche życie. Czy będzie wystarczająco silne, by przetrwać? 

Rośnij, okruszku i pokaż nam wszystkim, że chociaż mierzysz tylko 2cm, już teraz moglibyśmy się uczyć od ciebie jak walczyć o swoje.

piątek, 18 stycznia 2013

Dokąd zmierza ten świat?


Codziennie przeglądając stronę startową przeglądarki internetowej trafiam na artykuł o bestialskim zamordowaniu jakiegoś dziecka, a to przecież zaledwie ułamek promila tego typu tragedii, mających miejsce każdego dnia, na całym świecie. I nie mam tu na myśli mordów dokonywanych przez jakichś psychopatów, ale przez RODZICÓW. Osoby najbliższe na świecie, ale też osoby, których zasranym obowiązkiem jest CHRONIĆ życie, które powołali na ten świat! I nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy czytam, że kobieta skatował swojego 7letniego syna, bo nie potrafił nauczyć się na pamięć wersetów Koranu albo że rodzice 10 letniego chłopca za karę, że zmoczył łóżko przez 5 dni nie dawali mu wody. Jakim trzeba być potworem pozbawionym choćby grama ludzkich odruchów żeby się czegoś takiego dopuścić?
Oddałabym za Emilkę życie, bez chwili wahania, bez zastanowienia, bez namysłu i zawsze wydawało mi się, że dla każdej matki, to oczywistość. Codziennie z tym samym zdumieniem odkrywam, jak wiele radości daje mi sama jej obecność i nawet gdybym nie wiem, jak bardzo starała się znaleźć jedną jedyną rzecz, która uszczęśliwiałaby mnie tak samo jak ona, nie potrafię.
Nigdy nie brakowało mi empatii, ale dopiero kiedy zostałam matką odkryłam zupełnie nowy, nieznany mi wymiar troski. Bo przecież nie chodzi tylko o to żeby miała co jeść i gdzie spać. Prasuję jej wszystkie ubranka, łącznie z rajstopkami, po to żeby były miękkie, codziennie rano biegam zagrzać samochód zanim ją zniosę, tysiąc razy w nocy sprawdzam, czy się nie odkryła i ciągle nie mogę zrozumieć, o co chodzi ludziom, pytającym: chce ci się to robić? Tak, chce mi się. Dla niej chciałoby mi się przenosić góry.

Może jestem tym wkurzającym typem kobiet, które nigdy nie narzekają i czerpią z macierzyństwa pełnymi garściami, ale patrząc na moją małą, śliczną córeczkę wiem, że nic lepszego nie mogło mnie w życiu spotkać. I myślę, że każde dziecko zasługuje na to żeby być dla swoich rodziców prywatnym cudem świata.

środa, 16 stycznia 2013

Pędzi, pędzi kulig niczym błyskawica

Dzięki uprzejmości pani zimy mieliśmy okazję przetestować w końcu nasze piękne sanki. Niestety jestem głęboko oburzona odkryciem, że mi się tyłek w oparcie sanek nie mieści, bo rozumiem, gdyby moje cztery litery były wielkości trzydrzwiowej szafy, ale im nawet do jednodrzwiowej daleko! Skandal po prostu oraz rozbój w biały dzień. I zamiast zjeżdżać z górki na pazurki, jak przewidywał plan, przyszło mi realizować się w roli konia pociągowego. Ale córeńka zachwycona, więc matce nie pozostało nic innego, jak westchnąć cichutko i z radością malującą się na zmarzniętym licu ciągnąć ten wóz. No ale przecież nikt nie obiecywał, że będzie łatwo ;-)

środa, 9 stycznia 2013

Picasso

Nie łatwo jest być matką artysty, oj nie. Emilia odkryła w sobie talent plastyczny i z upodobaniem go rozwija. Jak tylko znajdzie gdzieś kawałek papieru (i nieważne, czy jest to rachunek ze sklepu, kartka urodzinowa, tekturka wyjęta z opakowania bodziaków, czy pismo ze spółdzielni) natychmiast domaga się czegoś do pisania i "tworzy". Pół ryzy papieru do drukarki już poszło, także chyba będę musiała nawiązać stałą współpracę z jakąś papiernią, zanim pójdziemy z torbami. Naturalnie zdarza się także (i to wcale nie tak rzadko), że dzieło wychodzi poza ramy kartki i można podziwiać je również na najbliższym otoczeniu oraz samej artystce. I tu matka załamuje ręce, bo już jej pomału pomysłów brak, czym usuwać ślady, kredek, mazaków i długopisów ze sprzętów wszelakich, ubrań oraz wiecznie umorusanych łapek. 

Poza malarstwem nowoczesnym córka nasza zaczęła zdradzać arystokratyczne maniery i nieustannie domaga się mówienia proszę oraz dziękuję. A że podaje nam oraz życzy sobie żeby podano jej średnio z tysiąc rzeczy na dzień są to ostatnio niewątpliwie dwa najczęściej używane przez nas słowa. Normalnie chyba nawet na dworze Ludwika XVI nie mieli takiej Francji-elegancji.

czwartek, 3 stycznia 2013

Co może przynieść nowy dzień

Poświętowaliśmy, pobalowaliśmy, więc wypadałoby może jakieś postanowienia noworoczne poczynić? Dwie rzeczy chciałabym w tym roku bardzo wcielić w życie, ale naprawdę nie wiem na ile okoliczności będą łaskawe. Chciałabym wrócić do chodzenia po górach (a przynajmniej zacząć, bo do kondycji sprzed ciąży trudno będzie wrócić, zwłaszcza że jedyny sport jaki aktualnie uprawiam, to pchanie wózka) i pojechać latem do Chorwacji. Dlaczego akurat tam? Dlatego:


Uwielbiam ten kraj za słońce, ciepłe morze, świeże figi i to, że czuję się tam jak u siebie. I pomimo zrozumienia dla argumentu, że przecież jest tyle pięknych miejsc na świecie, wartych obejrzenia, na pewno będę tam wracała.