czwartek, 9 sierpnia 2012

Piechotą do lata będę szła

Wczoraj Emilka wykonała swoje pierwsze trzy  SAMODZIELNE kroczki!

Oczywiście chyba nie muszę nikomu objaśniać jaka jestem dumna i blada? Tak, wiem że dla was, to nic nadzwyczajnego, w końcu to zupełnie normalne, że roczny dzieciaczek zaczyna przemieszczać się w pozycji wyprostowanej, ale dla mnie to niesamowity powód do dumy, z naszego małego, coraz bardziej samodzielnego człowieczka. Powtórzyłyśmy wyczyn, kiedy tata wrócił z pracy, niestety osobiście tej powtórki nie widziałam, bo łzy lały się strumieniami, co nieco ograniczało moją zdolność widzenia ;-) Dziś podobnie prezentowali się dziadkowie, u których byłyśmy z wizytą, a ja odkryłam przy okazji, że Emilka to po prostu urodzona gwiazda - dajcie jej publiczność, która będzie ją nagradzała brawami z szalonym entuzjazmem, a będzie najszczęśliwsza na świecie.

Z rzeczy mniej przyjemnych, dziś także byłyśmy na szczepieniu, na myśl o którym już od poniedziałku miałam dygoty. Naprawdę nic nie poradzę na to, że boli mnie kiedy moje dziecko płacze. Naturalnie nie mam tu na myśli marudno - zrzędzącego zawodzenia pt. olaboga świat jest okropny i sama nie wiem, czego chcę, ale czegoś na pewno, ale płacz, kiedy wiem, że stała się jej jakaś krzywda. Od razu włącza mi się opcja lwicy broniącej młodych i mam ochotę chwycić siekierę i porąbać w drobny mak szafkę, w którą właśnie się uderzyła, albo wywalić przez okno książkę, którą upuściła sobie na nóżkę, albo chwycić za kłaki miłą panią pielęgniarkę, która właśnie wbija igłę w maleńką łapkę. I zupełnie nie przeszkadza mi fakt, że pani pielęgniarka jest naprawdę miła, ma świetne podejście i stara się to zrobić najdelikatniej jak potrafi. Tak więc poszłam na to szczepienie w bojowym nastroju, a właściwie wparowałam tam jak chmura gradowa, na wszelkie pytania mruczałam coś tam pod nosem i cała napięta czekałam na rozdzierający krzyk. A Emilka co? Pisnęła cichutko w momencie ukłucia i już zajęta była wybieraniem sobie naklejek dzielnego pacjenta z wielkiego pudełka stojącego na biurku. Wspominałam już może, że jestem z niej nieziemsko dumna? ;-)

14 komentarzy:

  1. wow! to już? to piękny czas kiedy dziecko zaczyna chodzić :-)))
    a co do szczepień to ja zawsze tak miałam, że jak się nastawiłam bojowo to Zu ani nie kwęknęła, a jak szłam w miarę wyluzowana to darła się jak dzik, a mnie serce z piersi chciało wyskoczyć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo! Bosko! Fajnie, że szczepienie obyło się bez płaczu. Też tego nie lubiłam jak chodziłam z Lilką :P
    Pozdrawiam cieplutko i dalszych sukcesów życzę!
    (www.swiat-wg-anuli.bloog.pl)

    OdpowiedzUsuń
  3. gratuluję pierwszych samodzielnych kroczków :*

    OdpowiedzUsuń
  4. ja nie chodzę na szczepienia więc nie mam tego problemu :P (narazie przynajmniej)Gratuluje pierwszych kroczków to bardzo ważne wydarzenie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zuch dziewczynka z Emilki! Bi nie cierpi lekarzy, drze sie jak wariatka i wyrywa juz przy mierzeniu i wazeniu. :) Paradoksalnie lepiej znosi szczepienia, bo mama albo tata mocno ja trzymaja, a wiadomo, na naszych rekach najbezpieczniej (my tez w srode mielismy szczepienia).
    No i gratulacje z okazji pierwszych kroczkow! Dla kazdej matki, "pierwsze" cokolwiek bedzie zawsze wielkim wydarzeniem! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. gratulacje Emilciu :)
    Kacper juz przy wazeniu zawsze rozpoczynał arie operowe :) mam nadzieje ze tym razem bedzie inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Doskonale Cię rozumiem. Tymon od wczoraj RACZKUJE. Nie muszę Ci tłumaczyć, ze ze strachu mam ściśnięty żołądek i serce stoi mi w gardle,a łzy dumy w oczach...

    A Emilce gratulujemy, zarówno pierwszych samodzielnych kroczków jak i odwagi przy szczepieniu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyli mamy jedenasty medal dla Polski, w chodziarstwie :-) Wojtek

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie dziwię się, że jesteś taka dumna. Przecież to wielkie wyczyny dla takiego małego człowieka (i wielkie nerwy rodziców) :) Teraz naprawdę musicie mieć oczy dookoła głowy ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. To teraz się zacznie - przemieszczanie z prędkością światła ;).
    A dumna bądź, bo jest z czego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bajeczko takim komentarzem jaki dodalas nie motywujesz tylko zniechecasz, to jest problem, ani jakies widzi mi sie, nie kazdy ma tak pieknie cudownie slodko rozowo jak co niektorzy ale dziekuje za odzew.

    OdpowiedzUsuń
  12. ale ja nie mam problemu z partnerem, ja mam problem ze sobą, nie problem z rutyną dnia codzienego,z walącymi się skarpetami,nie problem ze związkiem a tylko i wyłacznie sobą i swoją przeszoscią ktora nie byla zbyt kolorowa, i uwież,ze naprawdę ciężko wygrzebać się z czegos co wpajano ci przez 19lat kazdego dnia, oczywiscie jestem mloda i mogę jeszcze wiele zrobić ze sobą i zmienic ale pewne cechy ktore nabylam, które przekazała mi rodzona matka są nie do przeskcozenia i wychodzą w pewnych sytuacjach życiowych.
    muszę zrobić jeden krok, ale tak cholernie ciężko mi się zabrac za niego niemniej jednak jesli nie zrobię wkoncu go, to nie tylko rodzina na tym ucierpi ale ja sama.

    wiele moglabym napisać i nawet zastanawialam się nad prowadzeniem prywatnego bloga jako jakaą terapie, może kiedyś, może za jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  13. Uffffff, dajecie nadzieję na to, że później może być lepiej =)

    OdpowiedzUsuń