poniedziałek, 27 lutego 2012

Dygoty matki i bojowe zapędy dziecka

Na początku był chaos... właśnie dogłębnie zrozumiałam sens tego zdania. A wszystko za sprawą naszych głupich pomysłów. Podjęliśmy pewną ważną decyzję i o ile samo podjęcie jej nie kosztowało nas zbyt wiele wysiłku, o tyle uruchomienia całej procedury z nią związanej zaczęło mi spędzać sen z powiek. Zwyczajnie martwię się czy damy radę. Czy poziom stresu jaki sobie zaserwujemy nie doprowadzi w szybkim czasie do wielkiego wybuchu, w którym trup będzie słał się gęsto. Czy znajdziemy jeszcze czas na cokolwiek innego? Czy po całych dniach zmagania się z coraz to nowymi problemami będziemy mieli jeszcze choć trochę energii na zwykłe bycie razem? Ech, martwię się, ale przecież dopiero co pisałam Dominice, że "odważni nie żyją wiecznie, ale ostrożni nie żyją wcale", więc chyba trzeba zamknąć oczy i skoczyć w tę przepaść ;-)

Emilka zaczęła robić użytek ze swoich zębów... mnie ugryzła w łokieć, a tatę w brodę! Chyba trzeba będzie zawiesić na drzwiach tabliczkę z ostrzeżeniem: "Uwaga! groźne dziecko, wchodzisz na własną odpowiedzialność!"
A tu narzędzie zbrodni ;-)
 
(zdjęcie wykonane z narażeniem zdrowia i życia, więc jego jakość i tak jest fenomenalna ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz