czwartek, 21 czerwca 2012

Nowinki u naszej dziewczynki

O mamo, dwa tygodnie niczego tutaj nie napisałam, jak nic należy mi się karny jeżyk w kącie. I nawet nie, że chęci brak i czasu, bo takowe by się znalazły, ale ostatnio po całych dniach przesiadywałyśmy u dziadków na ogródku, gdzie z jakichś niezrozumiałych powodów brak netu ;-) A wieczorem sił to już tylko na kąpiel i padnięcie na łóżko - w moim wykonaniu, bo Emilce zdarza się paść snem sprawiedliwego już w samochodzie i tak sobie śpi, umorusana jak prosię, do samego rana. Coś mi się wydaje, że damy z tej mojej córeczki, to chyba nie będzie ;-)
Za to mam poważne podstawy uważać, że będzie wielkim żarłokiem. Aktualnie trwają ostre testy sprawdzające przydatność do jedzenia każdej napotkanej rzeczy, łącznie z chusteczkami, papierkami i kocią karmą. I w zasadzie żaden talerz z jedzeniem nie jest bezpieczny, kiedy Emilka znajduje się w pobliżu. Dietę rozszerzyła sobie sama i to w trybie błyskawicznym, na zasadzie: O! co tam masz? Daj mi! Bo jak nie to ryk taki, że mury się trzęsą. Dzięki czemu z dnia na dzień przestałam używać soli i ostrych przypraw, bo córeńka się nie patyczkuje tylko przychodzi i wyjada z talerza, co tam aktualnie jest serwowane. Fakt, możemy sobie na to pozwolić, bo w zasadzie staram się gotować zdrowo, żadnych ciężkich, smażonych potraw, zasmażek, sosów itp, więc teoretycznie nie muszę się obawiać, że coś jej zaszkodzi, czy wyrobi sobie złe nawyki żywieniowe. Jedynie czego trzymam się konsekwentnie to brak cukru i soli właśnie. Obsesyjnie sprawdzam składy gotowych produktów, bo uważam że na te "świństwa" ma jeszcze czas. Tak więc w menu Emilki jeszcze długo nie będzie żadnych ciastek, wafelków, herbatek, kanapeczek z dżemem, czy miodem, lizaków, lodów itp itd. Nie będzie także wędlin, bo skoro sama ich nie jadam nie widzę potrzeby serwowania ich dziecku. Za to gotowane warzywa wciąga niczym mały odkurzacz, kawałki gotowanego mięsa tak samo, jajka, twarożek, jogurty naturalne z kawałkami owoców, razowe pieczywo, makaron i ryż, kaszę, nawet po płatki owsiane z bananem, które jadam na śniadania otwiera szeroko dzióbek. Ale oczywiście podstawą i absolutnym faworytem jest mleko. Zwłaszcza, że Emilka nauczyła się sama dopominać się cyca - przychodzi, klepie mnie po piersi i mlaska ;-)
Coraz więcej czasu spędza w pozycji stojącej. Rwie się do chodzenia, ale ponieważ jestem przeciwniczką chodzenia z dzieckiem za ręce, będzie musiała jeszcze trochę poczekać, aż nauczy się robić to samodzielnie. Za to pięknie drepcze trzymając się sprzętów. Potrafi przejść praktycznie całą długość pokoju łapiąc się po kolei różnych elementów wyposażenia. I nieustannie coś tam sobie gada, gestykuluje i robi minki :-)

12 komentarzy:

  1. Podziwiam Cie! Ja tez staralam sie zywic mala tylko zdrowa i przygotowana wlasnorecznie zywnoscia i dopoki mleko bylo glownym skladnikiem jej diety to jakos sie udawalo. Niestety moje dziecko spedza wiekszosc dnia z tata, a ten ma straszna slabosc do slodyczy. I w ten sposob mala zasmakowala w biszkoptach i herbatniczkach, a zdarzylo jej sie juz posmakowac chyba wszystkiego, lacznie z chipsami. :( Awanturuje sie o to, ale co zrobie jak pod moja nieobecnosc maz da jej i tak wszystko co uzna za stosowne. Na szczescie, poza ciasteczkami, mala je domowe obiadki i tak jak Emilka, probuje wszystkiego co my jemy. Ostatnio zasmakowaly jej ogorki kiszone! I gulasz z cukini. Pare dni temu maz dal jej nawet troche lazanek, chociaz mowilam mu, ze to kiepski pomysl. Na szczescie bolu brzuszka nie bylo, skonczylo sie na ostrym popiardywaniu. :)
    Emilka ma szczescie, ze wiekszosc dnia jest z mama. Kobiety jakos bardziej swiadomie podchodza do zywienia i wychowania dzieci, faceci maja "zlewke" na wszystko. :)
    A przy okazji, zaczelam wlasnego bloga. Zapraszam: www.co-to-bedzie.blogspot.com
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze: Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia - blogowej znaczy się ;-)
      A jeśli chodzi o żywienie, to mam ten komfort, że to Ksieciunio jest większym fanem zdrowego odżywiania i absolutnie nie podałby Emilii nic niezdrowego. Niestety obawiam się, że z dziadkami już tak łatwo nie będzie, bo już teraz zaczynają się teksty: daj jej spróbować tego, czy tamtego i na nic moje tłumaczenia, że nasze dzieciątko nie będzie tego jadało, bo przecież "trochę jej nie zaszkodzi" Wrr Także zbroję się powoli na wojnę ;-)

      Usuń
  2. Nareszcie :)
    Kiedyś dostaniesz od Emilki jak przeczyta, że nazywałaś ją prosięciem i żarłokiem :P ;).
    A to nieustanne gadanie to chyba wiem po kim ma ;). Bo nie kojarzę żadnych krótkich notek w Twoim wykonaniu ;D.
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe dobrze, że przynajmniej gadulstwo ma po mnie, skoro już podobna nie jest nawet odrobinkę ;-)
      A propos prosięcia, to ja tylko cytuję klasyka: "Myć się, dzieci, myć do czysta,
      chłopcy i dziewczynki,
      bo inaczej powiem, żeście
      nie dzieci, lecz świnki!" ;-)

      Usuń
  3. Zaczęło się :P A dopiero co ja o tym wszystkim pisałam. Co do jedzenia to Emilki tak mają, ale gwarantuję Ci, że z dwojga złego lepiej w tą stronę :) Z niejadkami podobno są straszne problemy.
    Pozdrowienia dziewczynki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja się bardzo cieszę, z takiego obrotu spraw. Z dwojga złego wolę się chować z jedzeniem po kątach niż wpychać Emilce na siłę ;-)

      Usuń
  4. Zazdroszczę Wam tego mleka i jogurtów. U mnie mleczarnia powoli konczy produkcje, a wszystko co z mlekiem krowim powoduje alergię. A rozszerzanie diety ogarnęła Emi genialnie :) Jestem z niej dumna i gdyby nie całkowita niemożliwość takiego czegoś krzyknęłabym "moja krew" :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze powtarzałam, że dziecko z natury jest genialne i samo wie kiedy, co i jak. Wystarczy nie upierać się dziko przy swoich wizjach, tylko wsłuchać się w jego potrzeby. Jak dotąd ani razu nie zawiodła mnie ta taktyka ;-)
      Tak, strasznie się cieszę, że wszelkie alergie trzymają się od nas z daleka. Niby przetwory i mleko krowie powinno się wprowadzać po roku, ale Emilka wcina aż jej się uszy trzęsą ;-)

      Usuń
  5. Stęskniłam się :P
    Fajnie Was znów "widzieć" w sieci :)
    P.S. Zostałaś nominowana u mnie do zabawy w 11 pytań :P

    Pozdrawiam
    Anula

    OdpowiedzUsuń
  6. No nareszcie:-)Myślałam,że jednak poległaś bez dopalaczy a Wy na wycieczkach. My odżywialiśmy się raczej niezdrowo i dopiero pojawienie sie szkraba wymusiło na nas w końcu o zadbanie o siebie i to co na talerzu.Teraz miło mi popatrzeć jak synek wcina warzywa ze smakiem,pozdrawiamy:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze się trzymam, ostatkiem sił, ale się trzymam ;-) A tak poważnie to podładowałam ostatnio trochę akumulatory, bo u moich rodziców zawsze jest tłum chętnych do zaopiekowania się Emilką ;-)
      U nas na razie królują brokuły. Reszta warzyw już nie budzi takiego dzikiego entuzjazmu, a czasem pięknym rzutem na taśmę lądują na podłodze ;-)

      Usuń