środa, 28 września 2011

Odkrycia

Wczoraj Emilia skończyła 8 tygodni. Największym odkryciem ostatnich dni są jej własne rączki. Niesamowicie rozczula mnie, kiedy składa je razem przez sobą, a później zastyga nieruchomo robiąc zdziwioną minkę. Potrafi też machać nimi tak energicznie, że gdyby nieopatrznie znaleźć się w ich zasięgu można skończyć jako ofiara przemocy w rodzinie ;-) A gdyby podłączyć do nich jakieś przewody mielibyśmy własną turbinę i darmowy prąd ;-) Coraz biedniejsze są też moje włosy, bo ilekroć znajdą się w pobliżu małych łapek garść z nich kończy swój żywot. Upinam więc je w artystyczne kukuryku na czubku głowy, ale mały spryciarz zawsze znajdzie jakiś luźny kosmyk, z którym zmuszona jestem się pożegnać, bo żadna siła nie przekona Emilki do puszczenia ich luzem. Największą sensację natomiast budzi fakt, że rączki można wkładać do buzi. Choć z tym akurat mamy mały problem, bo nie używamy smoczka, więc dla córeńki naturalne jest, że jeżeli coś znajduje się w buzi, to powinno z tego lecieć mleko. A jeśli nie leci, to jest to powód do poważnego wnerwa ;-)

sobota, 24 września 2011

Kolekcja jesień - zima ;-)

Długo wokół niej chodziłam, namyślałam się, dywagowałam, czytałam na jej temat, przekładałam z miejsca na miejsce, rozwijałam i zwijałam z powrotem aż wreszcie zdecydowałam - zakładam. C H U S T Ę. I bynajmniej nie bandamkę, arafatkę ani nawet nie burkę. Chustę do noszenia dziecka. Przestudiowałam dokładnie instrukcję, wybrałam odpowiednie do wieku Emilii wiązanie, przećwiczyłam "na sucho" omotanie się materiałem we wskazany sposób i pełna optymizmu wzięłam się za umieszczenie w niej dziecka. I o ludzie złoci, to jest jakaś wyższa szkoła magii. Brakuje mi ze dwóch par rąk co najmniej żeby to wszystko ogarnąć. Namęczyłam się jak dziki osioł, córeńka w tym czasie zdążyła się rozryczeć pełną piersią, co wcale mnie nie dziwi, bo też bym chyba protestowała gdyby mnie ktoś tak miętolił na wszelkie strony, a w końcu umieścił w jakimś kokonie w pozycji która wcale wygodna być nie musi. Pocieszam się, że praktyka czyni mistrza, ale obawiam się że z drugiej strony zanim to wszystko opanuję Emilia będzie chodziła do przedszkola.

PS
Fotka dokumentująca moje chustowe poczynania na blogu zdjęciowym. Wszelkie komentarze, sugestie i słowa krytyki mile widziane.

czwartek, 15 września 2011

PS

Drogie dziewczyny, bardzo dziękuję za zabranie głosu pod poprzednią notką, bo uważam że wymienianie się doświadczeniami jest ważną i dobrą rzeczą, aczkolwiek przykro mi że ta dyskusja zrodziła tyle negatywnych emocji. Każda z nas ma własne przemyślenia i każda z nas podejmując decyzje kieruje się nie tylko zdobytą wiedzą, ale także matczyną intuicją. Moja kazała mi wybrać szczepionkę skojarzoną. Nie wiem, czy słusznie, czy wręcz przeciwnie i chyba nigdy tego wiedzieć nie będę, bo nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, która szczepionka jest lepsza, a zatem bezpieczniejsza dla dziecka. Zarówno przeciwników jak i zwolenników jednej i drugiej jest mnóstwo i każdy ma argumenty na poparcie swojej racji. Możemy jedynie starać się wybierać dla naszych dzieci jak najlepiej i mieć nadzieję że jest to słuszny wybór, ale pamiętajmy też że żadna z nas nie jest nieomylna i choćbyśmy nie wiem jak bardzo wierzyły że mamy rację niekoniecznie musi tak być naprawdę. Nie musimy zgadzać się z opiniami innych osób, ale powinnyśmy szanować ich prawo do odmiennego zdania.

Ten temat można by kontynuować jeszcze długo, ale pozwolicie że jednak go zakończę krótko i treściwie. Emilia szczepienie zniosła fantastycznie. Nie wystąpiły żadne niepożądane objawy, odczyny zapalne, gorączka, obrzęk ani nawet pogorszenie samopoczucia. Noc również pięknie przespała, co utwierdza mnie w przekonaniu o słuszności dokonanego wyboru. Nie znaczy to że zacznę teraz namawiać wszystkich do szczepionek skojarzonych, bo z pewnością nie jest to moja rola, ale znaczy to że moje dziecko hexę toleruje bardzo dobrze i kolejne dawki dostanie również w tej postaci.

środa, 14 września 2011

O służbie zdrowia słów kilka

Przynajmniej raz w życiu każdy szanujący się autor bloga MUSI napisać notkę na temat polskiej służby zdrowia i właśnie dojrzałam do tej decyzji. Także osoby poniżej 18 roku życia proszone są o nie czytanie dalszej treści ze względu na dużą ilość wulgaryzmów oraz brutalne sceny, mogące niekorzystnie odbić się na młodych, niezahartowanych jeszcze umysłach.
A tak poważnie, to nie lubię narzekać, ale o naszej służbie zdrowia chyba nawet człowiek z poważnymi zaburzeniami psychicznymi nie potrafiłby wyrażać się ciepłymi słowami, więc czuję się usprawiedliwiona. Byliśmy dziś na obowiązkowym szczepieniu, które to państwo polskie nałożyło na nieroztropnych rodziców w celu ochrony nowego pokolenia przed wirusowym zapaleniem wątroby typu B, błonicą, ksztuścem, tężcem i polio. Szczepienie obowiązkowe, bo nieroztropni rodzice zapewne z własnej, nieprzymuszonej woli by się na nie nie zdecydowali, dlatego też organ państwowy z ich zdaniem liczyć się nie zamierza. I z ustawy traktuje jak ograniczonych umysłowo imbecyli. Także chcąc nie chcąc drogi rodzicu dziecko zaszczepić musisz. I na dodatek wdzięczność powinieneś okazać, bo szczepienia jest refundowane, czyli DARMOWE! (och, ach, hura, co za szczęście) I właśnie w tym momencie szlag mnie trafia i kilka brzydkich wyrazów ciśnie na usta, bo jakie kurna darmowe? Nawet jako ograniczony umysłowo imbecyl nie uwierzę, że Minister zdrowia z własnego portfela te szczepionki funduje, od ust sobie odejmując i w nędzę wpędzając. Za to dziwnie pewna jestem, że środki na te refundowane szczepionki, leki, badania itp itd pochodzą od przeciętnego Kowalskiego, któremu ZUS co miesiąc zabiera kilka stówek na okoliczność składki zdrowotnej. I w porządku niech zabiera, ale niech mi przy okazji nikt nie pieprzy, że polska służba zdrowia jest darmowa. Bo też jestem przeciętną Kowalską i też mi ZUS co miesiąc kasę zabiera i jeżeli idę do lekarza i nie płacę, to nie dlatego że mi ktoś wspaniałomyślnie prezent robi, ale dlatego że już wcześniej za to leczenie ZAPŁACIŁAM. I tu przechodzimy do meritum sprawy, a mianowicie jakości owych "darmowych" świadczeń. Refundowana szczepionka przeciwko wymienionym wyżej chorobom obejmuje 3 oddzielne preparaty. A to znaczy, że aby z niej skorzystać musiałabym się zgodzić na TRZYKROTNE kłucie mojego dziecka. Podczas gdy na rynku od wielu lat dostępna jest np. Infanrix hexa, będąca skojarzonym preparatem, dzięki któremu zamiast trzykrotnego kłucia, wystarczy tylko jedno. Dlaczego nie jest refundowana? Nie mam bladego, zielonego ani żadnego innego pojęcia. Wiem natomiast, że aby oszczędzić własnemu dziecku bólu, stresu i płaczu musiałam wyjąć z portfela 200zł i za hexę zapłacić. A ponieważ do pełnej odporności potrzebne jest podanie 4 dawek szczepionki oznacza to, że obowiązkowe szczepienie przeciwko wirusowemu zapaleniem wątroby typu B, błonicy, ksztuścowi, tężcowi i polio kosztować mnie będzie jedyne 800zł.

poniedziałek, 12 września 2011

Bezsenność w Seattle

Emilia przechodzi pierwszy skok rozwojowy. Zgodnie z tym, co mi tu piszą mądre głowy jest to okres wrażeń, w którym "Maluszek stajesię jakby bardziej uważny, zaczyna interesować się światemzewnętrznym, sprawia wrażenie "obudzonego ze snu". Niemowlę możeczuć przerażenie, niekiedy boi się tych wszystkich bodźców, tego,co widzi, czuje, słyszy, i dlatego nie rozumiejąc tego, reagujepłaczem i krzykiem"
Na razie zauważyłam, że córeńka więcej je. Praktycznie w ciągu dnia potrafi domagać się mleka co godzinę, także nie jest lekko. Wciąż jeszcze często zasypia przy piersi, ale jak tylko odkładam ją do łóżeczka budzi się. A nawet jeśli pozornie śpi to wierci się, energicznie macha rączkami, kopie nóżkami, obraca główką i popłakuje. Dla odmiany w nocy przesypia jednym ciągiem 5-6 godzin, co wbrew pozorom wcale nie jest takie fajne, bo bez przerwy budzę się i sprawdzam, czy wszystko z nią w porządku. Ciężko ma ze mną to moje dzieciątko. Nie śpi - źle, śpi - też źle. Naprawdę trudno mi dogodzić ;-)

Na depresyjną nutę

Opuściłam się w pisaniu, ale jakoś tak mi mało literacko ostatnio. Za to wkurzona jestem w stopniu sugerującym nabawienie się wścieklizny i jak nic powinnam nosić na piersi tabliczkę z wykaligrafowanym ostrzeżeniem: uwaga gryzę, kopię i pluję jadem bez ostrzeżenia.
U Emilki pod oczkiem zaczął rozwijać się naczyniak. Łudziłam się, że się zadrapała albo to znamię, ale nie. Pan doktor zdiagnozował naczyniak wczesnodziecięcy i chociaż to zupełnie niegroźna zmiana, to wyć mi się chce z bezsilności. Oczywiście od razu przeszukałam cały internet w tym temacie i po zobaczeniu jak bardzo taki naczyniak może urosnąć zanim zacznie zanikać przebeczałam pół dnia.
Chyba każda matka bez mrugnięcia okiem gotowa jest wziąć na siebie każdą chorobę swojego dziecka, każde zmartwienie, każde nieszczęście i znosić je z uśmiechem na ustach, a tymczasem jedyne co mogę zrobić to czekać.

piątek, 2 września 2011

Pierwszy miesiąc

To już miesiąc odkąd jesteś z nami. Niewiarygodne, że już miesiąc czasu upłynął odkąd leżałam na porodówce, odliczałam czas między kolejnymi skurczami i czekałam na Ciebie.
Miesiąc temu nie wiedziałam jak będzie wyglądało nasze życie, kiedy już pojawisz się na świecie. Pełna byłam obaw tej nowej roli i tego jak sobie poradzę. Uparcie tłumiłam tkwiący gdzieś tam głęboko lęk, czy będę dla Ciebie wystarczająco dobrą mamą. Wciąż tego nie wiem, ale staram się i jedno mogę Ci obiecać, córeczko, zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa.
Bo dziś... dziś kocham Cię o całe wczoraj mocniej. I aż wierzyć mi się nie chce, że kiedyś mogło Cię nie być.