sobota, 24 września 2011

Kolekcja jesień - zima ;-)

Długo wokół niej chodziłam, namyślałam się, dywagowałam, czytałam na jej temat, przekładałam z miejsca na miejsce, rozwijałam i zwijałam z powrotem aż wreszcie zdecydowałam - zakładam. C H U S T Ę. I bynajmniej nie bandamkę, arafatkę ani nawet nie burkę. Chustę do noszenia dziecka. Przestudiowałam dokładnie instrukcję, wybrałam odpowiednie do wieku Emilii wiązanie, przećwiczyłam "na sucho" omotanie się materiałem we wskazany sposób i pełna optymizmu wzięłam się za umieszczenie w niej dziecka. I o ludzie złoci, to jest jakaś wyższa szkoła magii. Brakuje mi ze dwóch par rąk co najmniej żeby to wszystko ogarnąć. Namęczyłam się jak dziki osioł, córeńka w tym czasie zdążyła się rozryczeć pełną piersią, co wcale mnie nie dziwi, bo też bym chyba protestowała gdyby mnie ktoś tak miętolił na wszelkie strony, a w końcu umieścił w jakimś kokonie w pozycji która wcale wygodna być nie musi. Pocieszam się, że praktyka czyni mistrza, ale obawiam się że z drugiej strony zanim to wszystko opanuję Emilia będzie chodziła do przedszkola.

PS
Fotka dokumentująca moje chustowe poczynania na blogu zdjęciowym. Wszelkie komentarze, sugestie i słowa krytyki mile widziane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz