wtorek, 8 maja 2012

Polacy nie gęsi i swój język mają

Z kim przystajesz, takim się stajesz - głosi stare przysłowie, a ja powoli staję się żywym przykładem na potwierdzenie tej tezy.

Księciunio ma bardzo luzackie podejście do nazewnictwa i określania przedmiotów wyrazami ogólnie przyjętymi i zrozumiałymi przez społeczeństwo. Dla niego nieistotne jest czy coś jest kocem, narzutą czy kapą i równie dobrze może zostać nazwane dywanem! Małe futrzaste zwierzątka nagminnie nazywane są królikami, a każdy okrągły owoc jest śliwką.

Nie tak dawno temu podczas spotkania w szerszym gronie, w pewnym momencie rozmowa zeszła na tematy kulinarne. Nie brałam w niej udziału zajęta akurat Emilką i po powrocie do stołu słyszę pytanie:
- kochanie, jak się nazywa ta zielona fasolka?
- jaka fasolka?
- moja ulubiona*
- hę??
- no ta zielona, którą zawsze jemy gotowaną na parze
- groszek cukrowy
*  Księcunio nienawidzi fasolki w każdej postaci

Innym razem rozbierał Emilkę przed kąpielą i woła do mnie z łazienki
- przynieś ręcznik
Po co mu drugi ręcznik?-  myślę sobie, bo przecież już jeden mu przygotowałam - ale wyjmuję z półki, zanoszę do łazienki, podaję, a ten przewraca oczami i mówi:
- ręcznik chciałem
- a co to jest?
- ale ten mokry, bo zrobiła kupę
Chodziło o chusteczki nawilżane.

I tak niemal codziennie coś, a ja powoli opanowuję sztukę czytania w myślach i odgadywania, co poeta miał na myśli.

Dzisiaj robię zakupy w warzywniaku i tak patrzę co by tu jeszcze...
- i może kilogram śliwek
- jakich śliwek?
- jakichś dobrych, żeby nie były zbyt kwaśne
- ?? (pani patrzy na mnie z wyrazem głębokiej konsternacji na twarzy)
- (a ja ciągnę niczym niezrażona) a te pierwsze tutaj jakie są?
- A! Jabłka

Czy muszę dodawać, że w sklepie nie było ani jednej śliwki? 
Bez komentarza.

29 komentarzy:

  1. Wpadłaś jak śliwka w kompot z tym Księciuniem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może od małego był tak uczony?
    Koleżanki synek za diabła nie chciał jeść brokuła, dopóki mu nie powiedziała, że to pędy młodego bambusa!;)
    Ale z tymi jabłkami to musiałaś kobitkę zastrzelić;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jeszcze te śliwki mogłabym zrozumieć ale dywany, króliczki i te inne? ;-)

      Usuń
  3. Dialog z warzywniaka bezcenny! Niezla musiala pani ekspedientka miec mine! ;)
    A co do Ksieciunia to chyba ogolna przypadlosc mezczyzn. Moj tez nigdy nie pamieta co jak sie nazywa (z wyjatkiem narzedzi samochodowych - te pamieta doskonale), ale przynajmniej nie nadaje im wlasnych nazw. Zazwyczaj wola "mozesz mi podac... hmm... ten, no... no wiesz..." i musze dedukowac co tez w danej sutuacji mojemu mezowi moze byc potrzebne... ;)
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolę się nie zastanawiać co pani w warzywniaku musiała sobie o mnie pomyśleć ;-)

      Ha, ha, ha widać panowie uważają, że w każdej kobiecie jest coś z wróżki jasnowidzki ;-)

      Usuń
  4. Heeeh faceci :P
    Nic dodać nic ująć.
    Taki kobiet urok, że muszą być jasnowidzkami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się zaczęłam rozglądać za szklaną kulą. Jeszcze tylko kota muszę przefarbować na czarno żeby bardziej klimatycznie było ;-)

      Usuń
  5. Hehe mam to samo na porządku dziennym. Ale U. można jeszcze wytłumaczyć bo polska mowa - trudna mowa ;)
    Ja jestem natomiast katowana wyrażeniem "to inny" Co to oznacza? np oglądamy meble do ogrodu, setki mebli do ogrodu i U. mówi "To inny był fajniejszy" Pytanie tylko o który z tej setki chodzi? "No to inny!" słysze w wyjaśnieniu ;) Luz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U to i tak zuch chłopak, że się w tym wszystkim orientuje i jeszcze nie zdradza objawów obłędu. Ja sama czytając od czasu do czasu zasady ortografii i pisowni polskiej przechodzę kryzys osobowościowy ;-)

      Usuń
  6. Kilkanaście lat temu pojechaliśmy kilkadziesiąt km za miasto, do domu letniskowego wspólnych znajomych, z kolegą, jego żoną i dwójką jego małych dzieci. Spędziliśmy weekend, wróciliśmy, kolega rodzinę tam zostawił. Na następny weekend namówił mnie, żeby tam z nim znów pojechać. Pojechałem. Weekend był fajny, wracaliśmy, ale ze 2-3 godziny później, niż było umówione pod koniec tygodnia. Akurat były mistrzostwa świata w piłce. Żona wysłana + dzieci, to kolega poczuł się w obowiązku zaprosić mnie na mecz; do sklepu wskoczyliśmy koło jego domu, żeby kupić coś do picia. On wybierał i też płacił, forma rewanżu za te 2 godziny opóźnienia powrotu. Popatrzył na półki - "a może to?" Spojrzałem: ooo, niezły zawodnik, nie każdy się za to łapie. Powiedziałem: OK; tę butelkę + coś do popicia zabraliśmy. Mecz się zaczyna, degustacja, ja bez problemu - a kolega się zakrztusił "CO TO .. JEST!!???". Przed "jest" było krótkie słowo, ale przez przyzwoitość nie podam. Ja już wiedząc, o co chodzi, wyłem z radości, gdy ten powietrze łapał, i niemal spadałem z sofy. "To ty nie wiesz, co kupiłeś?" - "No jak to, śliwowicę" - "No tak, ale ta ma 75%." Ja wiedziałem, on nie, wtedy to jeszcze było - taki relikt po PRL, teraz chyba od dawna w sklepach jej nie ma. Tak się przy kupowaniu lekko dziwiłem, takie mocne, 0,5 l, a na dwóch umiarkowanych dość konsumentów, na jeden mecz.
    Czyli też problem ze śliwkami i ich kupowaniem, jak u ciebie - tyle że dokładnie to z pewnym ich przetworem :-) a podejście mojego kumpla było - rzekłbym, księciuniowe. Ten czy ten napój, 40 czy 75 "wolt" - nieważne. Wojtek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha ha widać mają coś w sobie te śliwki ;-)
      A reakcji kolegi wcale się nie dziwię. Raz w życiu miałam okazję spróbować tego specyfiku i też niczego nieświadoma chlusnęłam sobie z rozmachem w gardło, po czym oczy mi wyszły z orbit i mało trupem nie padłam;-) Nigdy, przenigdy więcej, choćby od tego zależały losy świata! ;-)

      Usuń
    2. Dokładnie te same objawy były :-) mało tego, on tego nie chciał dalej pić, więc ja zająłem się 3/4 zawartości podczas meczu, część mu zostawiając dla przyszłych gości.
      Ciekawe, to już dość dawno, w poprzednie mistrzostwa Europy tego nie pamiętałem. Było sobie w szufladce pamięci, zamknięte. Kluczyk, żeby ją otworzył, musi mieć pasujące ząbki. Jeden ząbek: mistrzostwa w piłce idą, drugi - z twojego bloga opis zachowań osobnika płci męskiej, a trzeci - śliwki.
      A wiesz, że to chyba miał być prezent dla mnie, z małymi dziećmi w tle? On mnie tam zapraszał na wyjazd na weekend, za miasto, ja się zgodziłem - na ich szczęście. To był duży drewniany dom, na skraju wioski, której najbliżsi mieszkańcy mieli o niego "baczenie", gdy ich tam nie było przez większość roku. Tylko 30% parteru ogrzewane; w zimie można było być w kuchni, jednym pokoju. Za to w lecie - fajne miejsce dla znajomych, np. z małymi dziećmi. Kilka pokojów, a że niemal za darmo, po kosztach (woda, prąd, gaz z butli) - grafik na lato niemal pełen. Żona znajomego w kuchni coś z tą właścicielką domu na obiad dla wszystkich pichciły, dzieci tego kolegi się opodal bawiły w dość dużym ogrodzie, otaczającym dom, obok dużej wierzby. Nie pod oknem kuchni, tylko z drugiej strony wejścia. Drewniany płot dookoła, bez dziur, furtka, za nią droga do lasu - i nic niemal nie jeździło. Matka wyglądająca co 5 min. przez okno. Dzieci: chłopiec z 6 lat i dziewczynka 2 l. (pod opieka brata) były zupełnie bezpieczne, nic nie mogło im grozić. Teoretycznie. Ci dwaj faceci gdzieś poszli. Ja wyjrzałem przed dom - zwróciłem uwagę, że coś pszczoły brzęczą, trochę kwiatów tylko, a kręciło się ich trochę; za dużo. "Co jest?" ja jak i ich reszta - mieszczuch z dużego miasta, ale w wakacje jako dzieciak chowany na obrzeżu miasta, w domu z dużym ogrodem; kwiaty, maliny, owoce. Spytałem właścicielki domu, czy blisko są pszczoły - "nie, ćwierć kilometra dalej pasieka, to wszystko". Niepokoiło mnie to, zacząłem sprawdzać ogród. Na wierzbie, z drugiej strony znalazłem ... rój pszczół. Były z 5-6 m za dziećmi, gdy ich mama patrzyła do nich z dokładnie przeciwnej strony. Ja małą na ręce, chłopca ze sobą, szybko do domu i do nich, że zaraz okno zamykać. Po czym mamę tych dzieci zabrałem ze sobą. Coś po mojej minie wyczuła, ale jak te pszczoły zobaczyła tak blisko miejsca, gdzie jej dzieci były, zbladła jak kreda. A do garnka 5 l nie wiem czy by weszły, tyle ich było; ulokowane na ugiętej pod ich ciężarem dość cienkiej gałęzi wierzby były na wysokości metra. Niechby mały je zaczął np. patykiem szturchać - makabra. Pewnie maluchy by w szpitalu wylądowały (a jest i gorsza opcja); pszczoły wyrojone są b. pobudzone. No gdzie 2-letnie maleństwo by uciekło przed częścią roju wkurzonych pszczół ... no i ta śliwowica to dla mnie chyba tak pośrednio w podzięce była, że czujnie zagrożenie wykryłem. Z wszystkich osób tam tylko ja trochę wiedzy o pszczołach od kogoś z rodziny liznąłem. Nawet gdy ich właściciela ściągnięto, pomagałem np. je okurzać (dymem). Piszę, nie żeby się pochwalić, ale tak tobie i mamom do ciebie zaglądającym ku przestrodze ... ciepło się zrobiło, wyjazdy z maluszkami na świeże powietrze możliwe ... jak to trzeba uważać. Wojtek

      Usuń
    3. Miały dzieciaczki ogromne szczęście.
      My kilka lat temu rozbiliśmy namioty pod gniazdem szerszeni. Ciemnawo już było, wszyscy ledwo na nogach staliśmy, więc nikt nie zwrócił uwagi, że coś fruwa. Dopiero rano ktoś zauważył. Dzieci z nami nie było, ale i tak mogło się skończyć nieciekawie.

      Usuń
    4. No, to mieliście fajnie, nie ma co. Za jednego szerszenia w domu się wezmę, gdyby były 3, to pójdę do innego pokoju, a drzwi do tego - zamknę. Kiedyś podobno jako 3-latek odganiałem u babci "muchę" (zwaną przeze mnie muchma) od okrawków mięsa na skraju deski do krojenia, zostawionych dla kotki, gdy wróci z "patrolowania" okolicy. W końcu głośne bzyczenie muchy, do której coś tam bojowo wykrzykiwałem "a sio, muchma, idź sobie, nie jedz mięska kici", czy coś w tym stylu, spowodowało, że babcia z matką zajrzały w końcu, co tam się dzieje. "Muchma" była ściganym przeze mnie po całej kuchni ... szerszeniem, już mocno poirytowanym takim traktowaniem. Jakby mi się "odwinął" ... :-) albo raczej :-( Jako nastolatkowi opowiedziano mi moje wyczyny z dzieciństwa. Na pewno i ty masz takie ... Wojtek

      Usuń
  7. lepsze takie kalambury niż zagadki mojego Skarba, relacjonował mi dzisiaj jakieś newsy: "wiesz który polityk? ten taki wiesz, siwawy, co to był w pisie... albo w po, co ostatnio tak temu innemu powiedział, wiesz?" "nie..." "no ten taki nie za gruby, taki niewysoki, z brzuchem, wiesz?" "???nie" "na pewno wiesz!" - nie ma to jak wiara w żonę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, ha znam to! Tyle że w wykonaniu mojego taty. "Masz pozdrowienia od tej, no jak jej tam? Taka wysoka, chuda... no wiesz, oni tam mieszkali koło Kowalskich, a jej brat robił ze Stefkiem..." Taaa

      Usuń
  8. No i masz, faceci to nie lubią i nie będą się domyślać, ale kobieta przecież jak najbardziej może. To i tak lepsze niż tekst "przynieś mi ten". No i masz przynieść "ten".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale zauważ, że to i tak zawęża obszar poszukiwań do rzeczy rodzaju męskiego Spokojnie możesz wykluczyć wszystkie książki, szklanki, kartki... ;-)

      Usuń
    2. Kurcze, zawsze zaskakujesz mnie swoją spostrzegawczością =) Ja oczywiście o tym nie pomyślałam =)))

      Usuń
    3. Ten ... no ... jak mu tam ... :-) Cóż, a skąd się wzięło stare, polskie, mniej może już popularne słówko : "wihajster"?
      Ale jestem reprezentantem swego, no, jak mu tam, ... podgatunku? :-) gdy przeczytałem, jak chrupki Emilki leżą czasem na podłodze, wyobraziłem sobie, że ona jak ja, je ... kukurydziane płatki śniadaniowe, na sucho. I tak myślałem, czy się nimi nie zapcha, czy nie za mała na takie coś twarde. Bo czasem moich parę chrupkich płatków po braniu palcami z torebki w kuchni na podłodze się poniewierało. Czy na czymś o 2-3 półki niżej. Wojtek

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy to nie znam żadnego dziecka uparcie nazywającego koc dywanem :/

      Usuń
    2. Bo każde dziecko jest wyjątkowe :)

      Usuń
  10. Luby za to na mojego pięknego storczyka mówi "warzywo". Ja nie wiem, oni są jacyś niedorozwinięci :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może zaproponuj że mu go w takim razie pokroisz kiedyś na kanapki? ;-)
      A swoją drogą taka nonszalancja językowa, jak powiedział, jeden mądrze wyglądający, pan w telewizji jest przejawem geniuszu, więc może powinnyśmy się cieszyć? ;-)

      Usuń
  11. Zapraszam do zabawy w "50 pytań", szczegóły u mnie :).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń