niedziela, 28 sierpnia 2011

Meteorologicznie

O bogowie! Obudził mnie dziś CHŁÓD poranka i w życiu bym nie podejrzewała, że tak mnie to ucieszy. W końcu czuję się jak istota człekokształtna, a nie jak smażony na wolnym ogniu naleśnik. I dziecko mogę nakarmić bez obaw, że hektolitry wylanego potu spowodują powódź w mieszkaniu. Doprawdy nie wiem, co mi do łba strzeliło żeby myśleć, że urodzenie dziecka latem jest fajne. Owszem słoneczko, zielona trawka, ptaszki ćwierkające z oddali... ale jakimś cudem, w swym geniuszu, nie wpadłam na to, że latem mogą też być upały! I niekoniecznie podczas ich trwania będę mogła moczyć dupsko w jeziorku, popijając zimne piwko, jak to robiłam do tej pory. Niestety pozostałe pory roku również nie budzą dzikiego entuzjazmu: złota polska jesień z deszczem już od połowy września raczej nie skłania do spacerów. Zimą lubią występować mrozy oraz oblodzone chodniki, co również znacząco obniża chęć przemieszczania się gdziekolwiek. A brodzenie w pośniegowej brei wiosenną porą, na dodatek pchając przed sobą wózek też chyba mało kogo uszczęśliwia. A później się dziwią, że niż demograficzny. Ale jak tu się rozmnażać, kiedy klimat taki niekorzystny ;-)

PS
Tak, bredzę ;-) Ale to z dzikiego szczęścia, że wreszcie możemy wyjść z domu, bo od siedzenia w tych czterech ścianach (nagrzanych niczym piekarnik na dodatek) już mi na mózg padało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz