środa, 24 sierpnia 2011

Żar tropików

Pozbyłam się wczoraj złudzeń, że córeńka odziedziczyła po mnie miłość do ciepła, a nieśmiało rysujące się w wyobraźni wizje wspólnego wylegiwania się na słonku rozwiały się niczym letni zefirek. Córeńka wybitnie poszła w ślady ojca, który do życia budzi się w okolicach listopada, podczas gdy całe lato snuje się po okolicy pod postacią śniętej ryby (jęczącej i marudzącej na dodatek!) Idąc w jego ślady dziecko dało mi wczoraj tak popalić, że pod wieczór sama wyglądałam jak ciepłe jeszcze zwłoki i bezczelnie o 21:00 padłam na twarz, nie dając znaków życia. Wprawdzie za długo tymi zwłokami sobie nie pobyłam, bo nastała pora karmienia i chcąc nie chcąc trzeba było wrócić do świata żywych, ale jednak te pół godziny głębokiego snu zdziałało cuda. A dziś powtórka z rozrywki. Idę wznosić modły do jakichś pogańskich bóstw o deszcz alb chociaż ciut niższe temperatury.

Zmieniając nieco temat doszłam do wniosku, że nie będę tutaj umieszczała zdjęć Emilii.  Skoro chronię własną prywatność, jej tym bardziej powinnam. A trudno to osiągnąć na blogu, do którego dostęp ma każda przypadkowa osoba. Oczywiście mogłabym się przenieść, ale zapisałam tutaj bardzo ważny kawałek swojego życia, a ponieważ sentymentalna gęś ze mnie, to miejsce wiele dla mnie znaczy. Ale żeby nie było, że mam paranoję i za każdym zakrętem i krzakiem widzę pedofilii i innych zboczeńców założyłam Emilce prywatną galerię, do wglądu osób zaprzyjaźnionych. Niestety w celu obejrzenia zdjęć potrzebne jest konto Google bądź też posiadanie poczty na gmailu. Gdyby któraś z koleżanek reflektowała proszę o zabranie głosu i zostawienie maila.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz