poniedziałek, 10 października 2011

Cuda i dziwy

Jakiś czas temu kupiłam Emilce do łóżeczka tzw poduszkę klin. Nie za bardzo nam się przydaje, bo Emilka w łóżeczku spać nie zamierza, więc wykorzystujemy je głównie do przebierania, zmiany pieluch i podziwiania karuzeli (jeżeli delikwentka ma akurat dobry humor ;-) Niemniej poduszka jest i leży bezproduktywnie porastając mchem i paprociami (prawie). W sobotę przy okazji robienia prania rozebrałam ją z poszewki (odkrywając przy okazji, że poduszka zrobiona jest z gąbki) a że nie mam drugiej na zmianę narzuciłam na nią kocyk.
Popołudniu wróciłam ze sklepu, patrzę, a rzeczony kocyk na poduszce cały wymiętoszony. No nic, pomyślałam, że musiałam doprowadzić go do takiego stanu podczas ubierania córeńki. Wczoraj z kolei wróciliśmy od rodziców, zerknęłam do łóżeczka i coś mnie trafiło. Mało tego, że kocyk znowu wymiętoszony to jeszcze po całym łóżeczku walały się kawałki gąbki! Poduszka cała pogryziona i podrapana, co oczywiście nie stało się za sprawą działania sił nadprzyrodzonych  tylko kocich pazurków. Winowajczyni oczywiście prezentowała sobą uosobienie niewinności, ale i tak miałam ochotę wygarbować jej futerko. A najlepsze jest to, że nie mam pojęcia jak ona w ogóle tam wlazła?! Skakać tak wysoko nie potrafi, fruwać też, więc co? Albo odkryła sposób teleportowania się, albo nauczyła przysuwać sobie krzesło ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz