niedziela, 30 października 2011

Co-sleeping

Muszę przyznać, że w swej krótkiej dopiero karierze bycia matką miałam kilka razy wątpliwości odnośnie własnych poczynań. Bo o ile w innych dziedzinach doskonale sprawdza się metoda uczenia się na własnych błędach, o tyle bardzo nie chciałabym eksperymentować na własnym dziecku. Wystarczy rozejrzeć się wokół, aż roi się od małoletnich ofiar błędów wychowawczych i beztroski rodzicieli. Zdecydowanie nie chciałabym dołączyć do tego mało zaszczytnego grona. Ale skąd w takim razie czerpać inspiracje, na czym się wzorować, czym kierować wychowując małego człowieka? Matczyna intuicja to chyba trochę za mało.Zastanawiałam się, czy nie popełniam błędu zabierając Emilię na noc do łóżka? Nawet tutaj, w blogowym świecie poznałam tylko jedną zwolenniczkę spania razem z dzieckiem (Oleńka, gdzie się znowu podziałaś dziewczyno?) Cała reszta z was konsekwentnie odkłada dzieciaczki do łóżeczek, więc czułam się trochę jak taka czarna owca śpiąc z dziecięciem pod pachą ;-) Aż nagle, zupełnym przypadkiem trafiłam na artykuł dotyczący co-sleepingu i oto aż pojaśniałam z uciechy, odkrywając że moja głęboka potrzeba kontaktu z dzieckiem nawet podczas snu to nic innego jak pierwotne instynkty sięgające niemal pramatki Ewy. Czuję się całkowicie rozgrzeszona. Ba! Nawet sobie zaczęłam wmawiać, że jednak miewam przebłyski geniuszu ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz