sobota, 21 maja 2011

Cztery kółka

Kolejny dylemat przed nami i znikąd pomysłu na szybkie, łatwe i przyjemne rozwiązanie go. Tym razem chodzi o zakup karocy dla naszej królewny, czyli tak zwanego wózka.
Weszliśmy do sklepu oferującego interesujący nas asortyment i siły mnie opuściły. Włos się zjeżył na czole, zimny pot mnie oblał, ciemność spowiła oczęta i w ogóle poczułam, że bardzo chcę do domu. Jak słowo daję tam było tysiąc pięćset modeli różnych wózków! Jak pośród tego wszystkiego wybrać ten jeden jedyny pojęcia nie mam. To jest z pogranicza prac Syzyfowych. 
Gdyby jeszcze kierować się tylko wyglądem to no problem, w 5 minut sprawa byłaby załatwiona. Ale coś mi się wydaje, że ciut ważniejsza od wyglądu jest funkcjonalność. No i się zaczyna. Jaka firma, ile kółek, jakich, z nosidełkiem czy bez, jaka buda, gondola, hamulce, ciężar, modułowy, czy klasyczny, z dodatkowym wyposażeniem, czy bez... itp, itd. Najnormalniej w świecie mnie to przerasta.
Na pewno musi być lekki, bo latając z nim kilka razy dziennie na trzecie piętro nie chciałabym skończyć z sylwetką Pudziana, tudzież rączkami do samej ziemi. I musi zajmować mało miejsca, bo gabaryty naszego mieszkania wykluczają parkowanie limuzyną. A architekt naszego bloku raczej nie wpadł na pomysł ujęcia w planach wózkowni, czy chociażby kawałka wolnego miejsca na klatce schodowej. Musi się łatwo składać i rozkładać, wszak zmotoryzowana ze mnie kobieta, a przecież nie będę ciągnęła wózka za samochodem (bo mnie przerośnie jego konstrukcja) No i miło by było gdyby był niezawodny i nie musiałabym się martwić, że mi się gdzieś na środku drogi rozkraczy, co spotkało moją kuzynkę i jej wózek firmy Chicco! któremu odpadło kółko i żadną silą nie dało się z powrotem zamontować.

A więc miłe mamy, pytanie za 100 punktów, czym transportujecie swoje pociechy i z jakim skutkiem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz