Obleciałam kilka kolejnych sklepów w poszukiwaniu kreacji weselnej, a nawet dwóch! Bo przecież wesele jest dwudniowe (sic!) i czarna rozpacz mnie ogarnia. Nie wiem, czy od zeszłego tygodnie tak mi urósł brzuch, czy jakiś zły czarodziej pozwężał wszystkie kiecki w pasie, ale absolutnie nic mi nie pasuje! O przepraszam, w jeden worek pokutny wyglądający jak skrzyżowanie włosienicy z habitem zmieściłam się bez problemu, ale chciałam zaznaczyć, że wybieram się na tradycyjny ślub, a nie śluby zakonne. No przecież nie kupię sobie ubranka w sklepie wysyłkowym, bo to trzeba przywdziać na siebie, zobaczyć w lustrze i albo paść na kolana z zachwytu albo zacząć walić łbem o ścianę (na razie przeważa opcja druga, także chyba już mam początki wstrząśnienia mózgu)
Nie no w zasadzie kupowanie sukienek idzie mi rewelacyjnie...


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz