piątek, 22 kwietnia 2011

Post poniekąd kulinarny

To się dziś napościłam i naumiartwiałam, co niemiara. Zwłaszcza z tym poszczeniem dobrze mi poszło. Zaczęłam od usmażenia bladym rankiem pieczarek na masełku, bo tak smętnie na mnie patrzyły z lodówki już od tygodnia. Wyszło ich całkiem sporo, więc podzieliłam na dwie porcje. Jednej dodałam do towarzystwa trzy jajka i już miałam śniadanie. Drugą postanowiłam spożyć pod postacią wspomnienia z dzieciństwa, a mianowicie bułki z pieczarkami. Kto w późnych latach osiemdziesiątych miał przyjemność podróżować środkami pkp tudzież pks wie o czym mowa, bo budki z tym specyfikiem były nieodłącznym atrybutem okolic wszelkich dworców kolejowych i pekaesowych, ku dzikiej radości wszelkiej gawiedzi.
Później zjadłam paczkę (roz)mrożonych truskawek, które musiałam wyjąć z zamrażalnika w celu zrobienia miejsca na porcję mięsiwa. Dopchnęłam resztką bakaliowych lodów, które smętnie siedziały wciśnięte między mrożony szpinak i kurze cycki. Złapałam jeszcze banana i poszłam na spacer. Naturalnie świeże powietrze wspaniale wpływa na trawienie takoż po drodze wsunęłam dwa gofry i rurkę z kremem. Do domu wróciłam z niewyraźnym uczuciem, że może należałoby zjeść coś konkretnego?
Tak więc na obiad zrobiłam wór pieczonych ziemniaków z sosem czosnkowym, które to spożyłam z wielkim smakiem i przez chwilę byłam naprawdę szczęśliwa. Po czym przypomniało mi się, że po obiedzie wypada zjeść deser. A ponieważ nie znalazłam żadnego wiedeńskiego sernika ani torciku Sahera, ani nawet zwykłej szarlotki zadowoliłam się orzechową Milką. Oraz paczką krówek.
Następnie znowu ciut bardziej szczęśliwa oddałam się sprzątaniu. W zasadzie tylko przeleciałam podłogi mopem, bo reszta wyglądała bardzo przyzwoicie niemniej zmęczyłam się okrutnie. A jak wiadomo nic tak nie regeneruje sił jak małe co nieco. Wymłodziłam zatem coś na kształt greckiej sałatki. Ale się zbytnio nią nie najadłam, więc pozwoliłam sobie jeszcze na kapkę z żółtym serem. A zaraz potem drugą.
I na tym chwilowo zakończyłam degustację, choć jest dopiero godzina 22:00 i jeszcze ranek  nie tak bliski (a po głowie chodzi mi waniliowe Danio i słoik ogórków ;-)

A przy okazji machnęłam małą dekorację okna żeby nie było, że mam lekceważący stosunek do Wielkanocy ;-)
   
Dopisek drobnym drukiem.
A później jęczy i biadoli, że nie ma się w co ubrać, bo wszystko ciasne Nie żryj tyle! - odezwała się mroczniejsza strona mej osobowości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz