czwartek, 21 kwietnia 2011

Przegląd szafy

Wiosna w pełnym rozkwicie jawi nam się od dwóch dni, co skłoniło mnie do przeglądu aktualnie posiadanej garderoby. I nie jest dobrze, proszę państwa. Kupka rzeczy, do których nie jestem w stanie już się wcisnąć zaskakująco szybko urosła do rozmiaru Mount Everest, a ja zostałam stać na środku pokoju z kołaczącym się po głowie: olaboga! nie mam się w co ubrać! I nie jest to bynajmniej żadna przenośnia literacka.
Zostałam z dwiema parami spodni ciążowych ( z których jedne to dzinsy - na aktualną pogodę średnio adekwatne), jedną spódnicą, do której mieszczę się tylko dlatego, że do tej pory była mi za duża, kilkoma sztukami t-shirtów (w które wbijam się na słowo honoru nie mając żadnej gwarancji, że nie pękną na szwie), jedną lnianą tuniką, w której można tylko stać i ładnie wyglądać, bo jakikolwiek ruch powoduje, że gniecie się jak oszalała, dwiema sukienkami, z których jedna też ma już wielką ochotę przestać się na mnie mieścić i nieśmiertelną parą czarnych legginsów, których w zasadzie nie mam do czego nosić. Uroczo.
Wprawdzie po domu zawsze mogę chodzić w samych majtkach (albo i bez), ale doprawdy ciężko wyjść w tym stroju na miasto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz