czwartek, 14 kwietnia 2011

Z cyklu: Przychodzi baba do doktora

Przez najbliższe dwa tygodnie będę cierpiała na nadmiar wolnego czasu. Pan doktor wysłał mnie na L4, bo mojej macicy nie podobała się aktualna sytuacja w mojej pracy. Końcówka kwietnia zawsze jest dla nas stresująca i pracowita, do czego zdążyłam się już przyzwyczaić, ale w tym roku mój organizm postanowił, że zamiast się stresować woli poleżeć na kanapie.  A proszę bardzo.
W ramach urozmaicenia sobie poranka pojechałam zrobić test obciążenia glukozą. I po raz kolejny przekonałam się jak absurdalne prawa rządzą polską służbą zdrowia. Pomimo skierowania wypisanego przez mojego lekarza prowadzącego, pomimo tego że jestem ubezpieczona i co miesiąc zakład pracy odciąga mi grubą kasę na składkę zdrowotną, za badanie i tak musiałam zapłacić, bo mój lekarz nie jest pracownikiem owej przychodni. Może któraś z was jest bardziej inteligentna i potrafi mi wytłumaczyć jakie znaczenie ma kto wypisuje skierowanie, skoro to mi jest ono robione, za pieniądze z moich składek? Jest to co najmniej irytujące, więc może skończę wątek zanim tu zacznę rzucać mięsem i namawiać do napadu na panią Kopacz.
Wynik badania, jak dla mnie wyszedł trochę dziwny. Glukoza na czczo wyszła 80mg/dl, natomiast po godzinie od spożycia roztworu  83mg/dl. Niby wszystko w normie, ale czy ten drugi wynik nie powinien być znacznie wyższy? W końcu wtryniłam 50g czystej glukozy, a jej stężenie we krwi wzrosło tylko o 3mg. Mógłby mnie ktoś uspokoić zanim dorobię sobie do tego jakąś mrożącą krew w żyłach historyjkę? ;-)
Powtórzyłam też badanie moczu i już w ogóle się załamałam, bo kazało się że pomimo łykania hurtowych ilości Uroseptu moje bakterie mają się świetnie i nie zamierzają mnie opuszczać. Może powtórzyć badanie w innym laboratorium albo zlecić zrobienie posiewu? Chociaż w pierwszej kolejności chyba pomolestuję telefonicznie pana doktora (o ile odbierze i nie załamie się wcześniej: "o nie! znowu ta histeryczka" ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz