czwartek, 24 listopada 2011

Chorobowo ciąg dalszy

To ja już chyba jednak wolę ten ból gardła. Wprawdzie dostarcza mocniejszych wrażeń, ale przynajmniej można sobie leżeć i cierpieć katusze w ciszy. Zwłaszcza w nocy. A ten cały kaszel - horror jakiś! Mało tego że jak już zacznę kasłać, to nie wiem kiedy skończyć, a jeszcze przy okazji budzę cały dom i kilku sąsiadów. Trochę się zaczynam obawiać, że w końcu mnie Księciunio udusi jakąś poduszką żeby mi ulżyć w cierpieniu i w końcu się wyspać ;-)
Dziś pół nocy spędziłam z głową nakrytą kołdrą, ćwicząc umiejętność wstrzymywania oddechu, ale i tak na niewiele się to zdało. I tak co pięć minut wybuchałam spazmatycznym ehe ehe ehe. W końcu o 4:00 zwlekłam się z łóżka tylko po to żeby odkryć, że na kanapie wcale mi lepiej nie jest. Przeniosłam się zatem do wanny dochodząc do wniosku, że skoro już koniecznie muszę sobie wypluć płuca, to przynajmniej dywanu nie zachlapię. W gorącej wodzie od razu mi się humor poprawił, zwłaszcza jak sobie uświadomiłam, że wreszcie mogę w spokoju umyć włosy, nogi ogolić, wypeelingować się od stóp do głowy, napaćkać na twarzyczkę maseczek, paznokcie wypiłować, strzelić sobie pedicure, wmasować w styrane rączęta krem odżywczy i Bóg wie co jeszcze. Po godzinie jednak skończyły mi się pomysły, za to zaczęłam dostrzegać konieczność pomalowania sufitu, umycia płytek i wyszorowania fug na podłodze, więc trzeba było szybko się stamtąd ewakuować. W końu aż tak szalona nie jestem żeby o 5:0 nad ranem brać się za porządki. Zwłaszcza, że chwilę wcześniej zrobiłam się na bóstwo, a bóstwa jak wiadomo mogą co najwyżej snuć się eterycznie po salonach , odziane jedyne w tiule i muśliny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz