środa, 28 grudnia 2011

Ho ho ho (podsumowanie)

A może by tak już skończyć to świętowanie? W tym roku tak się wczuliśmy w role, że spokojnie do nowego roku moglibyśmy dotrwać w tej świątecznej atmosferze, a Księciunio z głębokim zdziwieniem odkrył dziś rano, że może wypadałoby udać się do pracy. Naturalnie największą gwiazdą, atrakcją i istotą tych świąt była Emilia, więc większość czasu przebeczałam ze wzruszenia, dzięki czemu mój makijaż dosyć mocno nawiązywał do stylu emo i żadne zdjęcie z moim udziałem nie nadaje się do rodzinnego albumu, (a właśnie! albumy zrobiły taką furorę, że do dziś jeszcze jestem cała spuchnięta z dumy) więc chyba strzelimy sobie świąteczną sesję zdjęciową jak już przestanę reagować fontanną łez na samo wspomnienie zdania: pierwsza gwiazdka Emilii (czyli gdzieś w okolicach maja) A przed nami przecież jeszcze pierwsze Święta Wielkanocne, pierwszy dzień matki, pierwsze urodziny... chyba już idę robić zapasy chusteczek higienicznych.

A jeśli chodzi o prezenty, to naszej córeńce najbardziej podobały się... opakowania, w które były zawinięte ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz