piątek, 16 grudnia 2011

Ho ho ho

bliżej święta, coraz bliżej święta... a ja w głębokim lesie. I to w lesie za górami, za lasami. Z przygotowań do świąt mam aż dwa i pół prezentu oraz wyszorowaną łazienkę. Wprawdzie łazienkę mam zawsze wyszorowaną, bo nie lubię jak różnej maści bakterie patrzą na mnie znad muszli klozetowej, ale spokojnie można to podciągnąć pod świąteczne porządki. Powyjmowałam także wszelkie dostępne w naszym domu lampki choinkowe, celem porozwieszania ich gdzie popadnie, ale ani jedne nie mają ochoty świecić, co z kolei skłania mnie do udekorowania nimi osiedlowego śmietnika. Aha i jeszcze pierniczki korzenne kupiłam... ale już je zdążyłam zjeść (nie wyobrażacie sobie z jakim utęsknieniem czekam aż będę mogła zeżreć - nie, nie zjeść, zjedzenie sugeruje jakiś umiar - tabliczkę czekolady albo i dwie) Na szczęście w temacie pierniczków niezawodna jest mamusia, która zawsze produkuje je w ilościach pozwalających na obdarowanie nimi mieszkańców większego miasta i ze dwóch wiosek.

I zasadniczo z mojej strony to tyle w klimacie przedświątecznego szaleństwa. Normalnie aż mi głupio (ale tylko trochę ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz