czwartek, 26 stycznia 2012

Ludzkie tragedie

Chciałam napisać kolejną notkę o naszym życiu, ot opisać jakiś jego banalny fragment, błahostkę, drobnostkę, kawałeczek historii budującej nasz prywatny mikrokosmos, ale nie potrafię. Patrzę na naszą piękną córeńkę tak spokojnie śpiącą obok mnie na łóżku, a łzy kapią mi na klawiaturę. Myślę o sześciomiesięcznej Magdzie, którą ktoś brutalnie oderwał od wszystkiego, co znała i wszystkich którzy byli jej bliscy. Myślę o maleńkiej dziewczynce, która nie zaśnie dziś w swoim łóżeczku. Myślę ile łez już musiała wylać tęskniąc do matczynych ramion.
Do tej pory wydawało mi się, że najstraszniejszą rzeczą jaka może spotkać rodziców jest śmierć dziecka. Dziś uświadomiłam sobie, że przeżyć porwanie dziecka  jest czymś o wiele gorszym. Czymś co potrafi strącić na same dno piekła, bez nadziei na odnalezienie drogi powrotnej. Nie potrafię nawet wyobrazić sobie rozpaczy rodziców w takiej sytuacji.  Nie potrafię wyobrazić sobie jak można nie oszaleć od tej niewiedzy, nieustannego zastanawiania się czy nasze dziecko żyje, gdzie jest, czy nie dzieje mu się krzywda, czy nie cierpi... Nie potrafię wyobrazić sobie, co czuje matka odliczając każdą kolejną godzinę rozstania ze swoim dzieckiem, wiedząc że każda z tych godzin coraz bardziej zmniejsza szansę na jego odnalezienie. I nie potrafię wyobrazić sobie jak wiele zła musi nosić w sobie człowiek, by być zdolnym do takiego czynu.

Patrzę na Emilkę, wsłuchuję się w jej spokojny oddech, gładzę palcem jej maleńką rączkę i powtarzam sobie w myślach: tak, córeczko jesteś bezpieczna i dopóki starczy mi życia z zaciętością lwicy będę cię chroniła i broniła przed całym złem tego świata. I nigdy nie pozwolę żeby spotkała cię jakaś krzywda.

Czy mama małej Magdy też jej tak mówiła?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz