niedziela, 22 stycznia 2012

O trudach macierzyństwa

Pewne rzeczy wchodzą w krew. Po paru miesiącach błądzenia i odnajdywania się w trudnej roli bycia matką ogrom czynności potrafiłabym zrobić z zamkniętymi oczami, wyrwana ze snu w środku nocy. Bez zająknięcia potrafiłabym też określić na podstawie jednego rzutu okiem albo uchem, czy moje dziecko jest głodne, zmęczone, znużone, czy zwyczajnie ma muchy w nosie. Czy to znaczy, że jest coraz łatwiej? Pobożne życzenie. Jest coraz trudniej!

Coraz trudniej taszczyć mi na górę wózek. Wiadomo córeńka coraz cięższa, a starej matce sił nie przybywa. Stękam i jęczę na każdym półpiętrze niczym w ostatnim stadium agonii. I za każdym razem jestem wręcz przekonana, że jeżeli jakimś cudem uda mi się dotrzeć przed własną wycieraczkę, to padnę na nią na twarz i żadna siła mnie stamtąd nie ruszy.
Coraz trudniej zmienia się pieluchy. To już nie czasy kiedy rozkoszny bobasek leżał nieruchomo, mrugał oczkami i czekał aż mama zapakuje go w czystą, pachnącą pieluszkę.  Teraz rozkoszny bobasek  wierci się, kręci, wygina, obraca na brzuszek, wierzga nogami i wyczynia takie akrobacje, że matka powoli zaczyna tracić nadzieję, że tę pieluchę jednak da się założyć.
Coraz trudniej połączyć karmienie dziecięcia z  własnymi przyjemnościami. Bezpowrotnie minęły czasy, kiedy córeńka mlaskała sobie słodko mleczko, a rodzicielka pochłaniała w tym czasie kolejne strony lektury. Teraz można przecież mlaskać słodko mleczko jednocześnie ugniatając maminy cyc, sprawdzając jak bardzo elastyczny jest sutek, gaworząc, rozglądają się na boki, strzelając uśmiechami i próbując dosięgnąć znajdującą się w pobliżu poduszkę.
Coraz trudniej obciąć małe paznokietki. Czynność ta zaczyna przypominać wręcz manewry na poligonie komandosów, połączone z rozbrajaniem bomby i operacją na otwartym sercu. I pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu uważałam, że obcięcie dziecku paznokci jest tak banalną czynnością, że nawet przedszkolak by sobie poradził. O losie, aleś mnie pokarał. Teraz mało tego że muszę uważać, żeby nie obciąć córeńce palca, co przy jej machaniu rączkami nie byłoby wcale trudne do osiągnięcia, to jeszcze muszę uważać żeby te machające rączki nie wytrąciły mi nożyczek, nóżka nie trafiła mnie w zęby, a mały paluszek w oko (co miało miejsce wczoraj, dzięki czemu popękały mi naczynka krwionośne i wyglądam jak czerwonooka odmiana świnki morskiej)

Ale przecież nikt nie obiecywał, ze będzie łatwo ;-)
~~~~~~~
W tym roku moi rodzice po raz pierwszy obchodzą dzień babci i dziadka, z tej okazji życzymy im STU lat życia oraz niekończących się pokładów energii i sił (jakże potrzebnych do noszenia i wygłupiania się z wnusią ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz