niedziela, 15 stycznia 2012

O, Ela straciłaś przyjaciela

Wzięłam się w końcu za prasowanie, a musicie wiedzieć, że odkąd średnio dwa razy w tygodniu tkwię nad deską do prasowania, nie jest to moja ulubiona czynność i zabranie się za nią wymaga odpowiedniego przygotowania psychicznego (czytaj wmówienia sobie, że jednak bardzo lubię prasowanie, żyć bez niego nie mogę i w ogóle marzę o wzięciu do ręki żelazka) Dumna więc byłam z siebie okropnie, że w końcu mi się udało, zwłaszcza że córeńka zajęła się sobą, ćwicząc naciąganie bluzeczki na głowę. Niestety rezultaty chyba jej nie satysfakcjonowały, bo dosyć szybko się znudziła, porzucając bluzkę i bucząc sobie pod nosem.
- mmmmgghydggg - powiedziało dziecko wyraźnie niezadowolone ze swojej aktualnej sytuacji życiowej
- no co tam, robaczku? - zapytała głupkowato matka, bo przecież posiada uszy i wyraźnie słyszała dochodzące z łóżeczka buczenie
- mmggghrrrr - doprecyzowało dziecko, żeby nie było niejasności, że dłużej leżeć nie zamierza
- poleż jeszcze chwileczkę - ćwierkała radośnie matka, jednocześnie zwiększając szybkość ruchów żelazka, bo bardzo chciała skończyć prasować choć jeden stosik żałośnie spoglądającego na nią prania.
Wkurzyło to córeńkę porządnie, bo kto to widział tak bezczelnie dziecko ignorować i przywołała matkę do porządku, wykrzykując:
- ELA!

Hę? Jaka kurde Ela?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz