wtorek, 29 marca 2011

Awaria

Rozwaliłam sobie laptopa. A właściwie zasilacz do niego, no ale bez zasilacza laptop raczej niechętnie współpracuje. Bardzo niechętnie nawet. Pozipiał jeszcze łaskawie dwie godzinki na baterii i kaput.
Póki co korzystam gościnnie ze sprzętów dobrych ludzi (głównie Księciunia i mojej siostry), bo inaczej już w ogóle czułabym się jak Robinson Crusoe na bezludnej wyspie, odcięta od cywilizacji i świata. Ale nie mam adresów waszych blogów. Bo oczywiście bardzo mądrze, wszystkie ulubione blogi umieściłam sobie w zakładkach, nie biorąc zupełnie pod uwagę faktu, że dostęp do nich będę miała tylko z własnego komputera.
Także uprzejmie donoszę, że wcale nie mam focha, much w nosie, czy rzutu hormonów, a moja nieobecność u was jest sponsorowana przez złośliwość rzeczy martwych ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz