poniedziałek, 4 lipca 2011

Gdzie jest słońce?

Coś nie ma szczęścia w życiu ten mój anioł. Mało tego, że mu urody poskąpiło, to jeszcze takie nieszczęście. Podczas ścierania kurzy na półce Księciunio tak energicznie machnął szmatką, że nie zdążyłam nawet jęknąć, a aniołeczek wykonał podwójnego tulupa i wylądował na podłodze w dwóch częściach. Łepek mu odpadł i poturlał się pod szafę (chociaż to jeszcze dałoby się przeżyć, bo przecież można skleić), ale przy okazji zaliczył jeszcze trepanację czaszki, w związku z czym wygląda jak eksperyment nieudanej sekcji zwłok. I na tym chyba zakończymy naszą znajomość, bo nawet dumna autorka tego dzieła nie jest w stanie spokojnie na nie patrzeć. Przerzucam się na dzierganie na drutach albo składanie origami.

Dobija mnie ta pogoda. Trzeci dzień leje, a słupek rtęci na termometrze łaskawie wskazuje 11 stopni. No halo, lipiec mamy, tak?  A ja w R A J T U Z A C H. Już naprawdę nie wymagam żeby mi za blokiem palmy rosły, ale stało by się coś komuś gdyby zamiast 11 stopni było 20? Zwłaszcza, że w łazience czeka na mnie Mount Everest prania, za który nie mam serca się zabierać, bo gdzie mi to ma schnąć? Suszarką mam suszyć, chuchać dmuchać, czy rozbijać cząsteczki wody siłą woli?

A rok temu, niemalże o tej samej porze było tak:
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz