piątek, 1 lipca 2011

Send me an Angel

Nudziło mi się dziś, więc kupiłam sobie glinę i postanowiłam zostać sławną rzeźbiarką. Jednak po paru godzinach babrania się w tej szarej mazi stwierdziłam, że mogę zostać co najwyżej wyrzucona z domu, jak nie daj boże Księciunio wróci wcześniej z pracy i zobaczy do jakiego stanu doprowadziłam nasze mieszkanie. Zwłaszcza, że dwa dni wcześniej wyszorował je na błysk. A ja beztrosko uciorałam wszystko w zasięgu wzroku łącznie ze sobą i kotem. Artystka ze mnie średnia, za to talentem do robienia bałaganu spokojnie obdzieliłabym ze trzy osoby. A sprzątnąć taki bajzel będąc w ósmym miesiącu ciąży nie jest łatwo. Oj nie jest. Jednakże wizja mieszkania pod mostem skutecznie mobilizowała mnie do wysiłku. Łatwo nie było, ale spięłam pośladki  i tak oto jedynym dowodem moich niecnych poczynań jest schnący na wolnym powietrzu anioł. No powiedzmy, że anioł. W każdym razie coś co niewątpliwie z zamierzeniu "artystki" miało być aniołem ;-)

Z wieści ciążowych natomiast donoszę, że po słodkich, delikatnych kopniaczkach nie zostało nawet wspomnienie. Aktualnie córeńka z wielkim zapałem sprawdza, czy przypadkiem nie da się wydostać na zewnątrz przez matczyny brzuch. A ja coraz bardziej jestem przekonana, że może się jej ta sztuka udać, bo jak słowo daję jeszcze kilka razy tak mocno wypchnie rączkę, czy nóżkę, a brzuch mi pęknie.
Dodatkowo od kilku dni nie mogę oddychać. Sapię i rzężę niczym stary gruźlik i nijak oddechu nie mogę złapać. Mam wrażenie, że płuca przygniata mi wielka gula. O dziwo jedynie zwisając z łóżka głową w dół mogę swobodni oddychać, ale jest to raczej średnio wygodna pozycja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz