środa, 20 lipca 2011

Wątpliwości

Właśnie przyszła mi do głowy refleksja, czy ja ABY NA PEWNO nadaję się na matkę?
Ostatnie dwa dni stanowią żywe potwierdzenie faktu, że niewątpliwie stanowię zagrożenie, jeśli nawet nie dla otoczenia, to przynajmniej stuprocentowo dla samej siebie.
Wczoraj podczas golenia nóg prawie podcięłam sobie żyły na kostce i to jednorazową maszynką! Krew lała się wartkim strumieniem, a jak zapewne wam wiadomo nie tak łatwo w dziewiątym miesiącu ciąży wyskoczyć z wanny i pognać po opatrunek. Zanim się pozbierałam do kupy łazienka wyglądała jak po świniobiciu.
Nie minęło wiele czasu postanowiłam umyć płytę gazową, z której spokojnie można było wyczytać nasze menu z całego tygodnia. I nagle  ni stąd ni zowąd, z zupełnie niezrozumiałych powodów z całej siły wyrżnęłam czołem w okap. Ciemność mnie spowiła, a na czółku momentalnie zaczęła rosnąć ogromna fioletowa śliwka i to bynajmniej nie węgierka. Na pocieszenie najwspanialszy z mężczyzn uraczył mnie tekstem: spoko, sie wyklepie! I przyłożył mi do czoła tasak, z którym już w ogóle czułam się nad wyraz komfortowo.
A dziś rano, podczas robienia śniadania i tak banalnej czynności jak krojenie bułki, która jakby na to nie spojrzeć nie wymaga jakichś skomplikowanych zdolności kulinarnych wbiłam sobie czubek noża w palec. I to wcale nie mały czubek i wcale nie płytko.
I już sama nie wiem, czy bardziej boli mnie kostka, czoło, czy palec?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz