wtorek, 12 lipca 2011

O zmianie priorytetów

Przedostatnia wizyta u pana doktora zaliczona. Jeszcze jedną mamy wyznaczoną na 2 sierpnia ( o ile dotrwamy), a później już nic tylko rozkładamy nogi i rodzimy. Dobre sobie. Im bliżej terminu tym mniej przekonana jestem o tym, że aby na pewno jestem gotowa żeby w tym wspaniałym, acz lekko sadystycznym przedsięwzięciu wziąć udział. Miło byłoby przetrwać jeszcze ten miesiąc i doświadczyć tych wszystkich "przyjemności" końcówki ciąży, męczących całymi dniami i nocami, dzięki którym kobieta po prostu zaczyna marzyć o porodzie! Bo ja to chyba mimo wszystko wciąż jeszcze za dobrze się czuję, za mało mi dolega, za słabo mnie w krzyżu łupie i generalnie za dobrze mi z brzuchem żeby chcieć go już-koniecznie-natychmiast zamienić na różowiutkiego bobaska.
Może to dziwnie zabrzmi, ale bycie w ciąży daje mi wiele radości i momentami robi mi się smutno, że to już końcówka.
Zawsze uważałam, że te wszystkie pompatyczne slogany o ciąży są mocno przesadzone, ale dziś obiema rękami mogę się podpisać pod hasłem, że ciąża to najpiękniejszy okres w życiu kobiety. Nie ma absolutnie niczego innego na świecie mogącego równać się z uczuciem, kiedy w pełni doświadczasz, że nosisz w sobie nowe życie. Kiedy nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że to najpiękniejsza i najlepsza rzecz jaka mogła ci się przytrafić. I kiedy z całą mocą uświadamiasz sobie, że to nie dyplomy, kursy, świetna praca , czy zwiedzenie połowy świata będą twoimi największymi życiowymi osiągnięciami, ale właśnie ta maleńka istotka rosnąca pod twoim sercem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz