niedziela, 31 lipca 2011

Olaboga

Chyba właśnie osiągnęłam fazę głębokiego jęczenia i biadolenia. Mniej więcej wczoraj włączyło mi się zaawansowane stękanie i nijak nie mogę znaleźć guzika z napisem OFF. W najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczałam nawet, że brzuch może boleć na tyle rozmaitych sposobów. A za sprawą kręgosłupa po prostu zaraz dostanę wścieklizny. Niemal fizycznie czuję jak rozpada się na atomy i lada chwila w jego miejscu będę musiała zamontować sobie kij od szczotki, bądź przerzucić się na bardziej pierwotne metody poruszania się, a mianowicie bieganie na czworakach. I jeszcze obudziłam się głucha na lewe ucho, co jest irytujące dosyć mocno. A i tak jestem już zirytowana w stopniu rzekłabym wysokim i naprawdę nie potrzebuję dodatkowych powodów.

Ale żeby nie było aż tak dramatycznie (w końcu to nie sztuka Szekspira) opowiem wam kawał o jęczeniu. Mój ulubiony (i jedyny jaki pamiętam - bo moja pamięć jest fenomenalna tylko krótka)

Mąż robi żonie awanturę:
- leżysz podczas tego seksu jak kłoda, mam tego dosyć! jeżeli następnym razem nie będziesz jęczeć, to się z tobą rozwodzę!
Wieczorem męża naszła ochota, żona cała przejęta pyta:
- to już mam jęczeć?
- nie, jeszcze nie. Powiem ci kiedy - odpowiada mąż
Akcja się rozkręca, mąż sapie:
- teraz! teraz jęcz
- olaboga! cukier znowu podrożał, zima idzie, dzieci butów nie mają, ja w starej sukience...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz