
Pierwszą porcję zaczęłam prasować nawet z zapałem. Pod jej koniec zapał wziął i wyszedł, a mi zaczęło nerwowo kołatać się po głowie "niech mnie ktoś uratuje!" Przy drugiej kupce siły zaczęły mnie opuszczać, kręgosłup rąbał niemiłosiernie, a pot zalewał oczy. Przy trzeciej zaczęłam walić łbem w deskę do prasowania, przeklinając w myślach wynalazcę żelazka, elektryczności i producentów odzieży. A na koniec byłam bardzo bliska wyskoczenia przez okno. Zwłaszcza że jako jedną z ostatnich rzeczy prasowałam prześcieradła do łóżeczka. Prześcieradła na gumce dodam (by je drzwi ścisnęły!) I doprawdy nie wiem, czy żeby to ustrojstwo wyprasować trzeba mieć skończony jakiś specjalny kurs, czy deskę do prasowania z funkcją zawieszania na suficie, bo żadnym normalnym sposobem wyprasować się tego nie da! Mam nadzieję, że te które kupiłam szybko się zużyją, bo jak sobie pomyślę że drugi raz miałabym przez to przechodzić, to krew mnie zalewa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz