czwartek, 7 lipca 2011

Lody dla ochłody

Zostałyśmy z Balbinką same. O pardon, mamy jeszcze kota do towarzystwa, ale nie sądzę żeby w razie czerwonego alarmu kot był mi do czegokolwiek przydatny. No chyba tylko do tego żeby się o  niego potknąć.  Księciunio pojechał na dwudniową delegację, na drugi koniec Polski, a ja udaję że jestem bardzo dzielna i wcale nie panikuję (z naciskiem na udaję) Wprawdzie pod ręką jest mama (tyle że ona jest jeszcze większą histeryczką niż ja ;-) a i moi rodzice na hasło: rodzę! dzielące nas 20km pokonaliby z prędkością światła zapewne ;-)
W ramach zajęcia się czymś konstruktywnym postanowiłam zrobić lody. Nie wiem jak w innych zakątkach naszego pięknego kraju, ale u mnie jest dziś 30 stopni (sia la la) także aura jak najbardziej odpowiednia do produkcji mroźnych specjałów.
A na dodatek załapałam się wczoraj w pracy na premię! Wprawdzie pojęcia nie mam co kierowało moim przełożonym podczas przydzielania tych pieniędzy, bo są to premie uznaniowe przyznawane osobom, które zdaniem szefuncia, w sposób szczególny na nie zasłużyły, ale wnikać nie zamierzam! Może uznał, że mój wkład w tworzenie nowego pokolenia Polaków jest wystarczającą zasługą do nagrodzenia ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz