piątek, 14 stycznia 2011

Wpływ snu na zdrowie psychiczne jednostki

Muszę kupić nową pościel, bo pastelowy komplecik z czerwonymi tulipanami doprowadza mnie do schizów.
Osobisty książę z bajki wstaje do pracy bladym świtem, co na ogół zostaje przeze mnie bezczelnie zignorowane. Tak, wiem, fajnie się mam – żadnego wstawania i robienia kanapek, żadnego zamykania za wybrankiem drzwi, żadnego machania chustką na pożegnanie. On do pracy, a ja przewracam się na drugi bok, miarowo pochrapując (no chyba, że nie mam L4 i sama wstaję do pracy, wtedy już nie jest tak kolorowo) Czasami jednak Książę tłucze się po tym domu z uporem maniaka, brutalnie wyrywając mnie z objęć Morfeusza i zmuszając do otwarcia połowy oka, celem ustalenia co się dzieje. Nie inaczej było dzisiaj. Coś huknęło, rozglądam się połową przytomności na boki i dostrzegam wielką kałużę krwi na poduszce. Jezus, Maria, Rokita! Zrywam się i pędzę go ratować, opatrunki zakładać, po pogotowie dzwonić, a ten stoi i patrzy na mnie z przerażeniem w oczach. Więc ja w lament, że przecież łóżko krwią zachlapane, szafa pełna trupów, olaboga! Zaprowadził z powrotem do łóżka, zapalił światło, patrzę na miejsce zbrodni... A, to nie krew, tylko łepek tulipana. Hy, hy, hy. Przykrył kołderką, zgasił światło i poszedł. I nie jestem pewna, czy przypadkiem nie zadzwonił do psychiatry, bo na wszelki wypadek cały dzień nikomu nie otwierałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz