środa, 26 stycznia 2011

Zakupoholizm

W lodówce bieda z nędzą, nawet światło jakieś takie niemrawe. W szafce z suchymi produktami sucharek i reszta rozsypanej soli. Trudno, darmo trzeba było wybrać się na zakupy.
Ale rób tu zakupy człowieku, kiedy od produktów spożywczych odrzuca cię na kilometr. Na dział owoców i warzyw nawet nie spojrzałam, makarony i kasze nie byłyby złe, na nieszczęście zaraz obok znajdowało się pieczywo, a tego zapachu nie byłam w stanie zdzierżyć. Przetwory – nie, dżemy – fuj, słodycze – olaboga, kawa – nie mogę, mrożonki – no ok, w pierwotnej postaci nie „śmierdzą”, ale sobie przypomniałam, że potem trzeba je spreparować na jakiejś patelni. Nabiał – broń pani boże! Na samą myśl o nabiale muszę do toalety. Chemia – matko, to nie na moje nerwy. Do kasy dotarłam z zawartością koszyka: butelka wody mineralnej, papier toaletowy i cytrynowy kisiel. To zaszalałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz