poniedziałek, 31 stycznia 2011

Tańcowała igła z nitką (wersja hard)

Obudziłam się dziś z misją zrobienia czegoś dobrego dla świata. Uszyłam firanki. Z pewnością świat jest z tego powodu niezmiernie szczęśliwy. Ale co się nawyrażałam nieparlamentarnie podczas tego szycia, ludzkie pojęcie przechodzi. Maszynę mam wcale nie do szycia, tylko do dupy (przepraszam). Z całego serca jej nie znoszę i jak widzę jest to niechęć obustronna. Gdyby nie prikaz pana doktora na temat nie noszenia niczego ciężkiego, jak słowo daję wzięłabym ją w objęcia i wywaliła przez okno.
No ale przecież nie przerośnie mnie żadna kupa złomu! Choćbym sobie miała flaki wypruć i na drutach telefonicznych rozwiesić. U S Z Y Ł A M. Ale mówię wam, że są to firanki okupione największą ilością krwi, łez i potu na świecie. Gdybym jeszcze kiedyś wspomniała coś o szyciu proszę mnie od razu puknąć w główkę (koniecznie czymś ciężkim)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz